Strona:Aleksander Dumas-Trzej muszkieterowie-tom 1.djvu/052

Ta strona została uwierzytelniona.

elegancką, z batystu cieniutkiego, który w owych czasach drogim był bardzo, lecz bez haftów i herbów, tylko z cyfrą właściciela.
Tym razem d‘Artagnan ani pisnął zrozumiał bowiem, że nie w porę się wyrwał; lecz przyjaciele Aramisa nie dali za wygraną i jeden z nich, zwracając się do muszkietera, rzekł z udaną powagą:
— Jeżeli tak jest, jak utrzymujesz, zmuszony będę prosić cię o zwrot jej, drogi mój Aramisie, bo wiesz przecie, że jestem w ścisłych stosunkach z Bois-Tracy i nie życzę sobie, aby rzeczy żony jego za godła komuś służyły.
— Żądanie twoje nie jest dość właściwe — odparł Aramis — bo, jakkolwiek w zasadzie uznaję całą jego słuszność, odmówiłbym mu ze względu na formę.
— Tak, przyznaję — wtrącił się nieśmiało d‘Artagnan — że nie widziałem, jak wypadała chustka z kieszeni pana Aramisa. Nogę tylko na niej trzymał, sądziłem więc, że do niego należy.
— I byłeś w błędzie, mój drogi panie — chłodno odrzekł Aramis, wcale tą pokorą nie zmiękczony. Następnie zaś, zwracając się do tego, który się podawał za przyjaciela pana de Bois-Tracy, rzekł: — Zresztą dochodzę do wniosku, mój ty przyjacielu pana de Bois-Tracy, że — niemniej niż ty — jestem jego przyjacielem; chusteczka zatem tak samo z twojej, jak i z mojej, mogła wypaść kieszeni.
— Nie, na honor! — zawołał gwardzista jego królewskiej mości.
— Ty klniesz się na honor, a ja na słowo moje, widocznem więc jest, iż jeden z nas kłamie. Słuchaj, Montaran, najlepiej będzie, gdy się nią podzielimy.
— Wybornie — zawołali dwaj inni — prawdziwy sąd Salomona. O Aramisie, pełen jesteś mądrości.
Młodzieńcy zaśmiali się głośno i zdawaćby się mogło, iż sprawa cała została skończona. Po chwili rozmowa się urwała i gwardziści wraz z muszkieterem, uścisnąwszy się serdecznie za ręce, rozeszli się każdy w swoją stronę.
— Wypada mi teraz z tym miłym chłopcem się pogodzić — pomyślał d‘Artagnan, stojący na uboczu podczas ostatniej rozmowy.
I w najlepszych zamiarach podszedł do Aramisa, któ-