Strona:Aleksander Dumas-Trzej muszkieterowie-tom 1.djvu/054

Ta strona została uwierzytelniona.

mi się zdaje, bardzo dobrze pasuje mi ona do ramion. Z przyjemnością zabiję cię, bądź spokojny, lecz zabiję cię pomalutku, w miejscu ustronnem i zamkniętem, tam, gdzie przed nikim nie będziesz mógł się ze śmiercią swoją pochwalić.
— I owszem, ale nie licz na to zbytecznie, a zabierz z sobą chusteczkę, czy to twoja lub nie, może ci się przydać do opatrunku.
— Pan jesteś gaskończykiem? — zapytał Aramis.
— Tak... pan, spodziewam się, nie odkłada spotkania przez przezorność.
— Przezorność, mój panie, zawsze jest cnotą, przydatną muszkieterom, a nieodzowną dla sług kościoła; ponieważ zaś jestem muszkieterem czasowym, pragnę pozostać przezornym! O drugiej będę miał zaszczyt oczekiwać w pałacu pana de Tréville. Tam wskażę panu właściwe miejsce.
Dwaj młodzieńcy pożegnali się ukłonem, Aramis puścił się ulicą, prowadzącą do Luksemburgu, d‘Artagnan zaś, widząc, że dość już późno, skierował swe kroki w stronę Karmelitów bosych, mówiąc do siebie.
— O! ani chybi, cało z tego nie wyjdę; ale przynajmniej, jeżeli zginę, umrę z ręki muszkietera.