Strona:Aleksander Dumas-Trzej muszkieterowie-tom 1.djvu/097

Ta strona została uwierzytelniona.

Planchet na deser radby był usłyszeć chociaż rozmowę, lecz mieszczanin oświadczył d‘Artagnanowi, że ma mu coś ważnego do powiedzenia i pragnie pomówić z nim sam na sam.
D‘Artagnan odprawił więc Plancheta i poprosił gościa, aby usiadł.
Nastąpiła chwila milczenia, podczas której dwóch tych ludzi patrzyło na siebie, jak gdyby chcąc poznać się na wstępie, poczem d‘Artagnan skłonił się na znak, że gotów jest wysłuchać tego, z czem gość przychodzi.
— Słyszałem o panu d‘Artagnan, jako o dzielnym młodzieńcu — odezwał się mieszczanin — a rozgłos, jakiego pan używasz, słusznie skłania mnie do powierzenia ci pewnej tajemnicy.
— Proszę pana — rzekł d‘Artagnan, instynktownie przewąchując coś korzystnego.
Mieszczanin znowu przerwał, następnie począł mówić dalej:
— Mam żonę, która ma nadzór nad bielizną u królowej, a nie zbywa jej ani na rozsądku, ani na piękności. Ożeniłem się z nią, będzie temu trzy lata wkrótce, choć bardzo niewiele miała, ale ją proteguje ojciec chrzestny, pan de la Porte, szatny królowej.
— Cóż dalej? — zapytał d‘Artagnan.
— Otóż! — począł znowu mieszczanin — otóż! mój panie, wczoraj zrana żona moja została porwana w chwili, gdy wychodziła z pracowni.
— A któż porwał pańską żonę?
— Napewno nie wiem, lecz podejrzewam kogoś.
— Kogóż pan podejrzewasz?
— Mężczyznę, który krok w krok chodzi za nią oddawna.
— Do djabła!
— Ale pozwól pan sobie powiedzieć — ciągnął dalej mieszczanin — iż przekonany jestem, że w tem wszystkiem mniej jest miłości, niż polityki.
— Mniej miłości, niż polityki — podjął d‘Artagnan z miną zamyśloną — a co pan przypuszczasz?
— Nie wiem, czy powinienem mówić to panu...
— Ależ pozwól pan zwrócić sobie uwagę, że ja od ciebie nic zgoła nie żądam. Pan tu przychodzisz i pan powie-