— Tak. Pan kardynał widocznie śledzi ją i prześladuje więcej, niż kiedykolwiek. Nie może jej przebaczyć historji z sarabandą. Pan zna tę historję?
— To dobre, nie miałbym jej znać! — odparł d‘Artagnan, który nic zgoła nie wiedział, lecz udawał wtajemniczonego.
— I teraz nienawiść w zemstę się zamieniła.
— Doprawdy?
— I królowa jest przekonana...
— O czem?
— Że napisano w jej imieniu do księcia de Buckingham.
— W imieniu królowej?
— Tak, ażeby do Paryża go ściągnąć i w sidła jakie uwikłać.
— Lecz cóż, u djabła, ma z tem wspólnego żona pańska?
— Znają jej przywiązanie do królowej i chcą od jej pani usunąć, lub zmusić, aby zdradziła tajemnicę Jej Wysokości i służyła za szpiega.
— Być może — odrzekł d‘Artagnan — ale czy znasz pan człowieka, który ją porwał?
— Mówiłem już panu, iż zdaje mi się, że znam go.
— Jak się nazywa?
— Nie znam jego nazwiska, to tylko wiem, że to figura zaprzedana kardynałowi.
— Widziałeś go pan?
— Żona mi go pokazywała kiedyś.
— A ma on w sobie coś szczególnego, po czem możnaby go poznać?
— O! zapewne. Jest to mężczyzna postawy wyniosłej, brunet ogorzały z oczami przenikliwemi, białemi zębami i blizną na skroni.
— Z blizną na skroni! — krzyknął d‘Artagnan — wszak to moja znajomość z Meung!
— Pan go znasz?
— Tak, tak, ale to nie należy do rzeczy. E! mylę się, to ją bardzo upraszcza, jeżeli bowiem obydwaj mamy z nim porachunki, dwie sprawy dadzą się załatwić za jednym zamachem. Gdzie można tego pana złapać?
— Nie wiem.
— I nie masz pan żadnych wskazówek, gdzie mieszka?
— Żadnych; pewnego razu, gdy odprowadzałem żonę
Strona:Aleksander Dumas-Trzej muszkieterowie-tom 1.djvu/099
Ta strona została uwierzytelniona.