siąt do sześćdziesięciu pistolów. A teraz, przekonaćby się należało, czy dla takiej sumki warto narażać cztery głowy.
— Ależ zastanów się — zawołał d‘Artagnan — tu chodzi o kobietę, o kobietę porwaną, której bezwątpienia grożą, torturują zapewne, za to jedynie, że wierną jest swej pani!
— Strzeż się, d‘Artagnan, ostrożnie! — odezwał się Aramis — mojem zdaniem, zanadto bierzesz do serca los pani Bonacieux. Kobieta stworzona została na zgubę naszą, ona jest przyczyną wszystkich naszych nieszczęść.
Na tę sentencję Aramisa Athos ściągnął brwi i przygryzł wargi.
— Nie o panią Bonacieux ja się troszczę — zawołał d‘Artagnan — ale o królową, zaniedbaną przez króla, prześladowaną przez kardynała, która widzi, jak jedna po drugiej spadają głowy tych, którzy jej sprzyjają.
— A czemu kocha tych, których my najbardziej w świecie nienawidzimy?... Hiszpanów i Anglików?
— Hiszpanja jest jej ojczyzną — odrzekł d‘Artagnan — rzecz prosta, że kocha Hiszpanów, jako dzieci jednej z nią ziemi. Co do drugiego zarzutu, jaki jej robicie, słyszałem, że ona kocha nie Anglików, tylko jednego Anglika.
— E!... na honor — wtrącił Athos — trzeba przyznać, że ten Anglik godzien jest kochania. Wspanialszej od jego postawy nie widziałem nigdy.
— Dodajmy, że ubiera się, jak nikt dotąd — podchwycił Porthos. — Byłem w Luwrze, gdy perły rozrzucał i, dalipan, podniosłem dwie z nich, które, rozumie się, sprzedałem po dziesięć pistolów. Ty, Aramisie, znasz go?
— Tak dobrze, jak i wy, panowie; byłem bowiem jednym z tych, którzy przytrzymali go w ogrodzie w Amiens, gdzie wprowadził mnie pan de Putange, koniuszy królowej. Byłem wówczas w seminarjum, i zdarzenie to, ze względu na króla, wydało mi się okrutne.
— Co nie przeszkodziłoby mi jednak — odezwał się d‘Artagnan — gdybym wiedział, gdzie się znajduje książę de Buckingham, wziąć go za rękę i zaprowadzić do królowej, choćby tylko dlatego, ażeby kardynała doprowadzić do wściekłości; bo, panowie, naszym niezaprzeczonym, jedynym, wiekuistym nieprzyjacielem, jest tylko kardynał; i gdybyśmy w stanie byli wynaleźć sposób
Strona:Aleksander Dumas-Trzej muszkieterowie-tom 1.djvu/105
Ta strona została uwierzytelniona.