— Nie.
— Muszkieter?
— Nic nie wiedziałam.
— Więc pani nie do niego przyszłaś?
— Wcale nie. Wreszcie widziałeś pan dobrze, że osoba, z którą rozmawiałam, jest kobietą.
— Prawda, lecz ta kobieta jest jedną z przyjaciółek Aramisa.
— Nie wiem.
— Skoro u niego przebywa...
— To do mnie nie należy.
— Więc któż to taki?
— O! to nie moja tajemnica.
— Droga pani Bonacieux, jesteś czarującą, ale zarazem strasznie tajemniczą kobietą...
— Czy na tem coś tracę?
— Nie, przeciwnie, jesteś godna ubóstwienia.
— Kiedy tak, podaj mi pan ramię.
— Najchętniej. A teraz?
— A teraz prowadź mnie.
— Dokąd?
— Tam, dokąd idę.
— A dokąd pani idzie?
— Zobaczysz pan, ponieważ u drzwi mnie opuścisz.
— Czy będzie można poczekać na panią?
— Byłoby to daremne.
— Powrócisz więc pani sama?
— Może tak, a może nie.
— Ale któż pani towarzyszyć będzie, mężczyzna, czy kobieta?
— Nic jeszcze nie wiem.
— No to ja będę wiedział.
— W jaki sposób?
— Poczekam, ażeby zobaczyć, jak pani będzie wychodziła.
— Kiedy tak, to żegnam!
— Dlaczego?
— Nie potrzebuję pana.
— Ależ pani żądała...
— Pomocy szlachcica, a nie dozoru szpiega.
— Słówko trochę za ostre.
Strona:Aleksander Dumas-Trzej muszkieterowie-tom 1.djvu/128
Ta strona została uwierzytelniona.