szym szelestem, a gdy pierwsze promienie słońca wdarły się do więzienia, wydało mu się, jakoby poranek przywdział barwy żałobne.
Naraz wzdrygnął się cały, usłyszał bowiem odsuwanie rygli.
Pewien był, iż przychodzą, aby go na rusztowanie poprowadzić; kiedy więc zamiast kata, którego się spodziewał, ujrzał poprostu znanego mu zastępcę sędziego i woźnego, gotów był rzucić się im na szyję.
— Sprawa twoja, mój poczciwcze, zawikłała się okrutnie od wczorajszego wieczora — rzekł doń urzędnik — i radzę ci prawdę całą wyznać, bo tylko skrucha twoja, może zażegnać gniew kardynała.
— Ależ gotów jestem wszystko powiedzieć... wszystko przynajmniej, co wiem. Pytaj mnie pan, proszę.
— Najpierw, gdzie jest twoja żona?
— Powiedziałem przecie panu, iż mi ją porwano.
— Tak, lecz wczoraj o piątej po południu uciekła dzięki twojej pomocy.
— Żona moja uciekła!... — krzyknął Bonacieux — O! nieszczęsna! Panie, jeżeli się tak stało, to nie z mojej winy, przysięgam!...
— Cóż więc robiłeś u pana d‘Artagnan, sąsiada twojego, z którym w ciągu dnia miałeś długą naradę?
— A! tak panie sędzio, to prawda, przyznaję, iż zawiniłem. Byłem u niego.
— Jaki był cel tych odwiedzin?
— Prośba, aby mi dopomógł w odnalezieniu żony. Sądziłem, iż mam prawo upominać się o nią; byłem widocznie w błędzie, błagam więc pana o przebaczenie.
— A pan d‘Artagnan cóż na to?
— Przyobiecał mi pomoc, spostrzegłem jednak wkrótce, że mnie zdradza.
— Zeznajesz to w obliczu sprawiedliwości. Pan d‘Artagnan zawiązał z tobą przymierze, na mocy którego zmusił do ucieczki służbę policyjną, która przyaresztowała twoją żonę i ukrył ją przed wszelkiem poszukiwaniem.
— Pan d‘Artagnan moją żonę wykradł?... Co pan mówisz?
— Na szczęście, mamy go już w ręku i będziesz z nim skonfrontowany.
Strona:Aleksander Dumas-Trzej muszkieterowie-tom 1.djvu/152
Ta strona została uwierzytelniona.