— On mnie drogim swoim panem nazywa! — rzekł sobie w duchu kramarz. — Nieźle już rzeczy stoją!
— Czy poznałbyś te drzwi?
— Poznałbym.
— A pamiętasz numery domów?
— Pamiętam.
— Jakież więc?
— Nr. 25 przy ulicy Vaugirard; Nr. 75 ulica de la Harpe.
— Dobrze — rzekł kardynał.
To mówiąc, zadzwonił; wszedł oficer.
— Idź po Rocheforta — rzekł doń półgłosem — niech przyjdzie tu natychmiast, jeżeli już powrócił.
— Hrabia jest już tutaj — odrzekł oficer — i pragnie usilnie mówić z waszą eminencją!
— Niech przyjdzie, niech przyjdzie! — rzekł porywczo kardynał.
Oficer wybiegł z pokoju z pośpiechem, właściwym tym wszystkim, którzy kardynałowi służyli.
— Z waszą eminencją! — mruczał Bonacieux, — tocząc błędnym wzrokiem.
W kilka minut zaledwie po wyjściu oficera drzwi się otworzyły i weszła nowa figura.
— To on! — wykrzyknął Bonacieux.
— Co za on? — zapytał kardynał.
— Ten, co żonę mi porwał.
Kardynał znowu zadzwonił. Oficer wszedł.
— Oddaj tego człowieka w ręce stróżów i niechaj czeka, aż go wezwę do siebie.
— Nie, monsiniorze! nie, to nie on! — wołał Bonacieux — nie, ja się pomyliłem: to ktoś inny, wcale do niego niepodobny! Ten pan jest człowiekiem uczciwym.
— Precz z tym durniem! — zawołał kardynał.
Oficer wziął kramarza pod pachę i wyprowadził do przedpokoju, gdzie oczekiwali dwaj jego dozorcy.
Nowoprzybyły powiódł wzrokiem niecierpliwym za wychodzącym Bonacieux, a skoro drzwi zamknęły się za nim, rzekł:
— Widzieli się.
— Kto? — zapytał kardynał.
— On i ona.
— Królowa i książę?
Strona:Aleksander Dumas-Trzej muszkieterowie-tom 1.djvu/161
Ta strona została uwierzytelniona.