Strona:Aleksander Dumas-Trzej muszkieterowie-tom 1.djvu/202

Ta strona została uwierzytelniona.

wała dla tego opiekuńczego młodzieńca, skłoniło ją nakoniec do omówienia.
— Posłuchaj pan — rzekła — powierzam się pańskiemu honorowi, zapewnienia twoje skłaniają mnie do tego. Lecz przysięgam przed Bogiem, który nas słyszy, że jeżeli zdradzisz mnie, a nieprzyjaciele moi zostawią mnie przy życiu, zabiję się, a ciebie obwinię o moją śmierć.
— A ja przysięgam przed Bogiem — rzekł d‘Artagnan — że jeśli zostanę ujęty, spełniając twoje rozkazy, umrę wpierw, zanim zrobię lub powiem coś, coby kogokolwiek mogło narazić.
Wtedy młoda kobieta powierzyła mu straszliwą tajemnicę, której cząstkę odkrył mu przypadek na moście, przy latarni Samarytanki.
Było to dla nich wspólnem wyznaniem miłości.
D‘Artagnan promieniał radością i dumą.
Posiadana tajemnica i kobieta ukochana przez niego, jednem słowem zaufanie i miłość czyniły go olbrzymem.
— Jadę — rzekł — jadę natychmiast!...
— Jakto! jedziesz pan — zawołała pani Bonacieux — a pułk twój, a dowódca?...
— Na honor, o wszystkiem przez ciebie zapomniałem, ukochana Konstancjo. Tak! masz słuszność, muszę mieć urlop.
— Jeszcze jedna przeszkoda — wyszeptała z goryczą pani Bonacieux.
— O! co do tej — rzekł po chwilowym namyśle d‘Artagnan — bądź spokojna, usunę ją.
— Jakim sposobem?
— Jeszcze dziś wieczorem pójdę do pana de Tréville i zobowiążę go, aby wyjednał dla mnie tę łaskę, od swojego szwagra, pana Desessarts.
— A teraz druga rzecz jeszcze.
— Jaka? — zagadnął d‘Artagnan, widząc, że pani Bonacieux waha się z wypowiedzeniem swej myśli.
— Może nie masz pieniędzy?
— Nie mylisz się pani — rzekł uśmiechając się d‘Artagnan.
— Otóż — odparła pani Bonacieux, wyjmując z szafy trzos, który przed pół godziną mąż jej z taką miłością pieścił — weź to.