Strona:Aleksander Dumas-Trzej muszkieterowie-tom 1.djvu/203

Ta strona została uwierzytelniona.

— Pieniądze kardynalskie — zawołał d‘Artagnan, wybuchając śmiechem, wiemy bowiem, iż dzięki wyjętej tafli w posadzce, ani słówka nie stracił z rozmowy kramarza z żoną.
— Kardynalskie — odparła pani Bonacieux — widzisz przecie, że trzos ten przedstawia się dość przyzwoicie.
— Jak mi Bóg miły! — wykrzyknął d‘Artagnan — to będzie ucieszna historja, pieniędzmi jego eminencji ocalę królowę!
— Miły i zachwycający z ciebie chłopiec — rzekła pani Bonacieux. — Wierzaj mi, iż Jej Królewska Mość nie okaże się dla ciebie niewdzięczną.
— O! jestem już wynagrodzony wspaniale — zawołał d‘Artagnan. — Pozwalasz mi powiedzieć, iż cię kocham; to większe szczęście, niż mogłem się spodziewać.
— Cicho! — odezwała się pani Bonacieux, zadrżawszy.
— Co takiego?
— Słyszę na ulicy rozmowę.
— To głos...
— Mojego męża. Tak, to on!
D‘Artagnan rzucił się do drzwi i zasunął rygiel.
— Nie wejdzie, dopóki ja stąd nie wyjdę — rzekł — otworzysz mu, kiedy mnie już nie będzie.
— Lecz i ja tu być nie powinnam. Jeżeli zostanę, jak usprawiedliwię zniknięcie pieniędzy?
— Słusznie, trzeba wyjść.
— Wyjść, a jak nas zobaczy?
— To trzeba wejść do mnie.
— A! mówisz to takim tonem, że mnie przerażasz — zawołała pani Bonacieux.
Słowa te wyrzekła ze łzami w oczach.
Dostrzegł jej d‘Artagnan i pomieszany, zmiękczony, rzucił się jej do kolan.
— U mnie — rzekł — będziesz bezpieczna, jak w świątyni, słowem szlacheckiem ci ręczę.
— Idźmy — rzekła — ufam ci, mój drogi.
D‘Artagnan odsunął ostrożnie rygiel, i oboje, jak dwa lekkie cienie, przesunęli się przez drzwi wewnętrzne do korytarza, bez szelestu przebyli schody i weszli do pokoju d‘Artagnana.