Strona:Aleksander Dumas-Trzej muszkieterowie-tom 1.djvu/213

Ta strona została uwierzytelniona.

sób młody kadet z gwardji tak dobrze, jak i on, wiedział, kto była ta dama, której udzielił gościnności u siebie, i że lepiej jeszcze wiedział od niego, co się z nią stało.
Wychodząc, Aramis położył rękę na ramieniu d‘Artagnana i wpatrzywszy się w niego badawczo, rzekł:
— Nie mówiłeś o niej nikomu?
— Nikomu w świecie.
— Ani Athosowi, ani Porthosowi nawet?
— Nie pisnąłem ani słówka.
— Tem lepiej.
Spokojny już zupełnie, Aramis szedł obok d‘Artagnana, wkrótce obydwaj przybyli do Athosa.
Zastali go z urlopem w jednej i listem od pana de Tréville w drugiej ręce.
— Czy nie moglibyście mnie objaśnić, co znaczy ten urlop i ten list, który odebrałem? — zapytał ich zdziwiony.

„Drogi mój Athosie, i ja chciałbym, skoro zdrowie twoje koniecznie tego wymaga, abyś mógł odpocząć przez parę tygodni. Wybierz się więc do wód w Forges, lub dokąd ci się podoba, i powróć należycie do zdrowia.

Dobrze ci życzący,
Tréville.


— List ten i urlop znaczą, Athosie, że potrzeba jechać ze mną.
— Do wód w Forges?
— Wszystko jedno dokąd.
— W usługach króla?
— Króla i królowej, bo czyż nie jesteśmy sługami ich królewskich mości?
W tej chwili wszedł Porthos.
— Co u licha — rzekł — dziwne rzeczy się dzieją; odkądże to w muszkieterach udzielają ludziom urlopów, gdy o nie nie proszą wcale?
— Odtąd, odkąd mają przyjaciół, którzy żądają tego w ich imieniu — rzekł d‘Artagnan.
— A! a! — zawołał Porthos — widocznie coś tu nowego się święci?
— Tak — rzekł Aramis — jedziemy.
— Dokąd?