Strona:Aleksander Dumas-Trzej muszkieterowie-tom 1.djvu/218

Ta strona została uwierzytelniona.

ponował Porthosowi wypić za zdrowie kadynała. Porthos zgodził się na to chętnie, z warunkiem, że szlachcic wypije też za zdrowie króla. Nieznajomy oparł mu ostro, że nie zna innego króla, prócz jego eminencji. Wtedy Porthos nawymyślał mu od pijaków, a tamten pochwycił za szpadę.
— Głupstwo zrobiłeś — rzekł Athos — trudna rada, niema teraz sposobu wycofania się, zabij tego człowieka i dopędź nas, jak możesz najprędzej.
I wszyscy trzej dosiedli koni i puścili się cwałem, a Porthos obiecywał przeciwnikowi swojemu, że przedziurawi go wszystkiemi pchnięciami, znanemi w szermierce.
— Już nas o jednego mniej — rzekł Athos, odjechawszy pięćset kroków.
— Dlaczego ten człowiek przyczepił się do Porthosa, a nie do którego z nas? — zapytał Aramis.
— Bo Porthos ze wszystkich nas krzyczy najgłośniej, wziął go więc za przywódcę — odrzekł d‘Artagnan.
— Zawsze mówiłem, że ten kadet gaskoński jest studnią mądrości — mruknął pod nosem Athos.
I dalej jechali.
W Beauvais zatrzymali się przez dwie godziny, dla wytchnienia koni i chcąc zaczekać na Porthosa. Po upływie jednak tego czasu, ponieważ ani jego ani wieści o nim nie było, w dalszą ruszyli drogę.
O milę za Beauvais, w miejscu, gdzie droga wiła się wąwozem pomiędzy wzgórzami, napotkali ośmiu czy dziesięciu ludzi, którzy nie wiadomo po co kopali tu ziemię i w miękkim gruncie tworzyli kałuże błotniste.
Aramis, bojąc się zawalania bucików w tych sztucznych trzęsawiskach, zgromił ich ostro.
Athos chciał go powstrzymać, lecz było już zapóźno.
Robotnicy odpowiedzieli drwinkami.
Wobec takiego zuchwalstwa nawet chłodny Athos stracił głowę i na jednego z nich najechał koniem.
Wtedy ludzie ci cofnęli się do przydrożnego rowu i pochwycili ukryte muszkiety.
Wycelowali do siedmiu naszych podróżnych.
Aramisowi kula przebiła ramię, inna utkwiła Mousquetonowi w mięśniu, będącem przedłużeniem niższej części krzyża.
Mosqueton spadł z konia wprawdzie nie dlatego, że