„Gorące podziękowania czekają na ciebie. Bądź dziś wieczorem, o godzinie dziesiątej, w Saint‑Cloud, przed pawilonem, który się wznosi na rogu domu pana d‘Estrées.
D‘Artagnan czytając, uczuł w sercu taki skurcz rozkoszy, jaki dręczy i uszczęśliwia zarazem serca kochanków.
Był to pierwszy w życiu bilecik i pierwsza schadzka, jaką mu wyznaczono.
Serce jego, wezbrane upajającą rozkoszą, zdawało się zamierać pod nawałem szczęścia, na wstępie do tego raju ziemskiego, który zwie się miłością.
— A co?... panie — odezwał się Planchet, widząc go płonącego i blednącego kolejno — a co? wszak zgadłem, że to jakaś sprawa nieczysta?
— Mylisz się, Planchetku, a na dowód masz talara i wypij za moje zdrowie.
— Dziękuję panu za talara i przyrzekam spełnić święcie jego rozkazy; lecz nie dowód to, żeby listy, które dostają się do zamkniętych domów...
— Spadają z nieba, mój drogi; z nieba prościuteńko.
— Więc jest pan bardzo zadowolony?
— Drogi Planchetku, jestem najszczęśliwszym z ludzi!
— Mogę więc skorzystać ze szczęścia pańskiego i spać się położyć?
— I owszem, kładź się.
— Oby wszystkie błogosławieństwa nieba spadły na pana, lecz prawdą a Bogiem, że ten list...
I Planchet oddalił się, potrząsając głową z powątpiewaniem, którego szczodrość d‘Artagnana nie była w stanie rozproszyć.
D‘Artagnan, pozostawszy sam, jął znowu odczytywać bilecik, obcałował każdą literkę, skreśloną ręką ślicznej swojej kochanki.
Położył się nareszcie i zasnął, snując sny złote.
O siódmej zrana zerwał się na równe nogi i zawołał Plancheta, który na powtórne wezwanie otworzył drzwi i zjawił się z twarzą, na której chmura niepokojów wczorajszych jeszcze zalegała.