Strona:Aleksander Dumas-Trzej muszkieterowie-tom 1.djvu/316

Ta strona została uwierzytelniona.

Wtedy dopiero spostrzegł, że Athos chwieje się na nogach.
— Ranny jesteś?... — zapytał.
— Ja? uchowaj Boże!... pijany jestem, jak bela, nic więcej, a niema człowieka pod słońcem, któryby na to usilniej pracował. Jak Bóg żywy! gospodarzu mój! wypiłem na siebie samego sto pięćdziesiąt butelek chyba.
— Litości!... jeżeli choć połowę tego wypił pachołek, jestem zrujnowany.
— Grimaud jest sługą dobrego domu i nie poważyłby się przejmować moich zwyczajów. Pił prosto z beczki; patrz, zdaje mi się, że zapomniał wsadzić szpontu? Słyszycie? leje się!...
D‘Artagnan parsknął śmiechem, który dreszcze oberżysty zamienił w gorączkę.
Jednocześnie Grimaud wyłonił się z cienia, po za plecami pana swego, z muszkietem na ramieniu, głowa mu się trzęsła, wyglądał, jak pijany satyr z obrazu Rubensa.
Polany był z przodu i z tyłu tłustym płynem, w którym gospodarz poznał najlepszą swoją oliwę.
Pochód przeciągnął przez główną salę i rozgospodarował się w najlepszym z całej oberży pokoju, zajętym przez d‘Artagnana na mocy pierwszeństwa.
Tymczasem oberżysta z żoną wpadli z lampkami w rękach do piwnicy, nieprzystępnej im od tak dawna, a widok przerażający przedstawił się ich oczom.
Po za fortyfikacją, w której Athos uczynił wyłom, aby się przedostać, złożoną z klepek, desek i próżnych antałków, nagromadzonych według wszelkich zasad strategji, tarzały się po ziemi w kałużach oliwy i wina poogryzane kości od szynek, stos potłuczonych butelek zalegał kąt lewy piwnicy, a beczka, której kran pozostał otwarty, traciła tym otworem ostatnie krople krwi.
Obraz zniszczenia i śmierci, według słów starożytnego poety, roztoczył się na polu bitwy.
Z pięćdziesięciu salcesonów, zawieszonych u pułapu, dziesięć zaledwie zostało.
Wtedy ryki rozpaczy oberżysty i jego małżonki przebiły sklepienia piwnicy i sam d‘Artagnan czuł się niemi wzruszony. Athos nawet się nie obejrzał.
Wreszcie rozpacz zamieniła się w wściekłość. Uzbro-