Strona:Aleksander Dumas-Trzej muszkieterowie-tom 1.djvu/317

Ta strona została uwierzytelniona.

iwszy się w rożen, oszalały oberżysta wpadł do pokoju dwóch przyjaciół.
— Wina!... — odezwał się Athos, ujrzawszy go.
— Wina! — wykrzyknął gospodarz osłupiały — wina!... ależ wypiłeś go pan za sto pistolów przeszło; jestem człowiekiem zrujnowanym, zgubionym!...
— Ba!... — rzekł Athos — mieliśmy ciągłe pragnienie.
— Gdybyście chociaż na tem poprzestali, ale potłukliście wszystkie butelki.
— Popchnęliście mnie na nie i potłukły się. Twoja wina.
— Oliwa moja przepadła...
— Oliwa, to balsam cudowny na rany, biedny Grimaud opatrywać musiał te, które mu zadałeś.
— Salcesony pożarte...
— Szczurów zatrzęsienie w tej piwnicy.
— Pan mi za to zapłacisz!... — krzyczał oberżysta zrozpaczony.
— Błaźnie!... — krzyknął Athos, powstając, lecz opadł zaraz na krzesło: dał miarę sił swoich.
D‘Artagnan przyszedł mu w pomoc, wznosząc szpicrutę do góry.
Oberżysta cofnął się, zalany łzami.
— To cię nauczy — rzekł d‘Artagnan — obchodzić się grzeczniej z gośćmi, których ci Pan Bóg zsyła.
— Pan Bóg!... prędzej djabeł!...
— Mój drogi — zaczął d‘Artagnan — jeżeli nam będziesz skrzeczał nad głową, zamkniemy się w piwnicy we czterech i zobaczymy sami, czy naprawdę spustoszenie jest tak wielkie, jak mówisz.
— Wyznaję, panowie! zawiniłem, lecz dla każdego grzesznika jest zmiłowanie: jesteście jaśnie panami, a ja mizernym oberżystą, będziecie mieli litość nademną.
— A!... skoro tak będziesz mówił — odezwał się Athos — serce mi się krajać gotowe, a łzy potoczą się z oczu, jak wino z twoich antałków. Nie taki djabeł czarny, jak go malują, zbliż się tu i porozmawiajmy.
Oberżysta postąpił niespokojny.
— Chodź, kiedy ci mówię, nie bój się — kończył Athos. — Pamiętasz, gdy miałem ci płacić, położyłem na stole sakiewkę.
— Tak, jaśnie panie.