— To prawda — odparł Athos po chwili milczenia — ja... ja nie miałem jej nigdy. Pijmy!
— Skoro taki filozof z ciebie, naucz mnie!... wspomóż!... potrzebuję nauki i pociechy.
— Pociechy? w czem?
— W mojem nieszczęściu.
— Śmiech bierze na twoje nieszczęście — rzekł Athos, wzruszając ramionami — ciekawy jestem, cobyś powiedział, gdybym ci opowiedział pewną przygodę miłosną.
— Twoją?
— Lub którego z moich przyjaciół, mniejsza o to.
— Powiedzi mi, powiedz!...
— Pijmy, lepiej zrobimy.
— Pij i opowiadaj.
— Ha! dobrze — rzekł Athos, wychylając i napełniając kieliszek — te dwie rzeczy nieźle chodzą w parze.
— Słucham.
Athos zamyślił się; im dłużej to trwało, bladł coraz mocniej. Znajdował się on wtem stadjum odurzenia, w którym pospolici pijacy padają znużeni snem. On nie spał, marzył tylko głośno. To junactwo pijackie miało w sobie coś przerażającegi.
— Koniecznie chcesz? — zapytał.
— Proszę... — odrzekł d‘Artagnan.
— Niech się stanie, czego żądasz.
— Jeden z moich przyjaciół, rozumiesz! nie ja — rzekł, przerywając sobie ze śmiechem ponurym — pewien hrabia z mojej prowincji, czyli z Berry, szlachetnie urodzony, jak jaki Dandolo lub Montmorency, rozkochał się, mając dwadzieścia pięć lat, w dziewczynie szesnastoletniej, pięknej, jak anioł. Z poza niewinności dziecięcej przebijał umysł żywy, umysł niekobiecy, poetyczny; mało powiedzieć, że podobała się... upajała. Żyła ona w małem miasteczku, przy bracie, który był proboszczem.
W tych stronach oboje byli nowymi przybyszami; skąd?... nikt nie wiedział; lecz, że była piękna, a brat jej świątobliwy, nikomu na myśl nie przyszło pytać, skąd się wzięli.
Zresztą krążyły pogłoski, jakoby byli dobrego pochodzenia. Przyjaciel mój, który był panem na całą okolicę, mógł uwieść ją, lub wziąć przemocą, zależało to od jego woli, wolno mu było!... któżby się był ujął za cudzoziem-
Strona:Aleksander Dumas-Trzej muszkieterowie-tom 1.djvu/320
Ta strona została uwierzytelniona.