ści. Dobrze się trafiło. Postawił mu swoje warunki; dwa rzędy przeciw jednemu koniowi, albo sto pistolów, do wyboru. Anglik obliczył się szybko; rzędy warte być mogły trzysta pistolów; przyjął stawkę.
D‘Artagnan ze drżeniem rzucił kości: padły na trójkę; bladość jego przeraziła Athosa, ale powiedział tylko:
— Nie tęgi rzut, towarzyszu mój; będziesz pan miał konie z pełnym rzędem.
Triumfujący Anglik nie troszczył się nawet by zamieszać kości, tak pewny był zwycięstwa.
D‘Artagnan odwrócił się dla pokrycia złego humoru.
— No, no, patrzcie — odezwał się Athos z właściwym sobie spokojem — niezwykły rzut w życiu mojem tylko cztery takich widziałem: dwa asy!...
Anglik spojrzał i zdziwił się, d‘Artagnan spojrzał i radością się uniósł.
— Tak — ciągnął dalej Athos — tylko cztery razy: jeden u pana de Cregny; drugi u mnie, na wsi, w moim zamku... kiedy jeszcze miałem zamek; a trzeci u pana de Tréville, czem w podziwienie nas wprawił; czwarty raz nareszcie, w szynkowni padł na mnie i przegrałem sto luidorów i kolację.
— Pan zatem odbiera swojego konia? — odezwał się
Anglik.
— Tak — rzekł d‘Artagnan.
— Bez rewanżu?...
— Warunki nasze tak opiewały, zechciej pan sobie
przypomnieć.
— Prawda; koń będzie zwrócony pańskiemu służącemu.
— Chwilkę, panowie — odezwał się Athos — za pozwoleniem, słówko mam do powiedzenia przyjacielowi mojemu.
— Proszę.
Athos pociągnął d‘Artagnana na stronę.
— Czego chcesz odemnie, kusicielu! — przemówił d‘Artagnan — każesz mi grać jeszcze, wszak tak?...
— Nie, chcę tylko, abyś się zastanowił.
— Nad czem?
— Odbierasz konia, prawda?
— Rozumie się.
Strona:Aleksander Dumas-Trzej muszkieterowie-tom 2.djvu/012
Ta strona została uwierzytelniona.