D‘Artagnan szedł za milady niepostrzeżenie.
Widział, jak wsiadała do karety i słyszał, jak wydała woźnicy rozkaz, ażeby jechał do Saint‑Germain.
Niepodobna było gonić piechotą za powozem, który unosiła pędem para dzielnych koni.
Powrócił więc do mieszkania Athosa. Na ulicy Sekwany spotkał Plancheta, stojącego przed sklepem z ciastkami, w zachwycie nad brioszą o smakowitym wyglądzie. kocham moją biedną Konstancję więcej, niż kiedykolwiek,[1]
Rozkazał mu osiodłać dwa konie w stajni pana de Tréville, jednego dla siebie, drugiego dla Plancheta, i przyprowadzić je przed mieszkanie Athosa, pan de Tréville bowiem oddał raz na zawsze stajnie swoje na usługi d‘Artagnana.
Pan i sługa rozeszli się, każdy w swoją stronę.
Athos był w domu, smutnie wypróżniając jedną z owych butelek hiszpańskiego wina, które wywiózł z Pikardji. Dał znak Grimaudowi, aby przyniósł drugi kieliszek, co ten spełnił w milczeniu, jak zawsze.
D‘Artagnan opowiedział Athosowi, co zaszło w kościele pomiędzy Porthosem i notarjuszową, i jak towarzysz ich, według wszelkiego prawdopodobieństwa, był już na drodze do wyekwipowania.
— Co do mnie — rzekł Athos, w odpowiedzi na to
sprawozdanie — jestem spokojny, że uzbrojenie moje nie odbędzie się kosztem płci pięknej.
— A jednak taki z ciebie piękny, gładki mężczyzna i wielki pan, drogi Athosie! zaręczam, iż niema księżniczek, ani królowych, którychby nie dotknęły miłosne twoje pociski.
- ↑ Błąd w druku – zamiast fragmentu oznaczonego kolorem szarym powinien być inny tekst.