Strona:Aleksander Dumas-Trzej muszkieterowie-tom 2.djvu/058

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jestem już, jestem, proszę pani — odezwała się Katty, biegnąc na spotknie rozgniewanej milady.
Weszły obydwie do pokoju sypialnego, a ponieważ drzwi pozostały otworem, d‘Artagnan słyszał czas jakiś łajanie; nakoniec pani się uspokoiła i rozmowa zeszła na niego właśnie, gdy Katty rozbierała kapryśną damę.
— Co to znaczy? — mówiła milady — nasz gaskończyk dziś się nie pokazał.
— Jakto, proszę pani — odrzekła Katty — nie przyszedł?... Czyżby się sprzeniewierzył, zanim jeszcze otrzymał nagrodę za swoją miłość?
— O! nie! przeszkodził mu zapewne pan de Tréville, albo pan Desessarts. Znam ja się na tem, moja Katty, pewna jestem tego młokosa i trzymam go dobrze.
— Co pani myśli z nim zrobić?
— Co ja z nim zrobię?... O Katty, bądź spokojna popamięta on mnie, jest między nami sprawa, której się nie domyśla nawet... On mnie o mało nie pozbawił zaufania i łaski kardynała... O! ja się zemszczę.
— Byłam pewna, że pani go kocha?
— Że ja go kocham? ależ ja go nienawidzę!... Głupi młokos!... miał w ręku życie lorda Winter i nie zabił go... pozbawił mnie szlachetnością niedorzeczną trzystu tysięcy liwrów dochodu rocznego!
— To prawda — odezwała się Katty — syn pani jest jedynym spadkobiercą wuja, a do pełnoletniości syna, służy pani prawo używania majątku.
D‘Artagnan zadrżał, słysząc tę idealną istotę, wyrzucającą mu głosem cierpkim, który w rozmowie z nim starała się uczynić łagodnym i czułym, że nie zabił człowieka, otaczającego ją przyjaźnią i dostatkiem.
— Jużbym się była dawno zemściła, bez niczyjej pomocy, gdyby kardynał, nie wiem w jakim celu, nie zalecił mi dać spokój jeszcze...
— O tak! Ale pani za to nie oszczędziła młodej kobiety, którą tak kochał.
— Tej kupcowej z ulicy Grabarzy: czyż on pamięta o niej jeszcze? ręczę ci, że przy mnie zapomniał o tamtej... Śliczna zemsta, niema co mówić!...
Zimny pot oblał skronie d‘Artagnana. Więc to potwór był nie kobieta.