— Zdawało mi się, że go już widziałem, lecz mylę się pewnie...
Oddał d‘Artagnanowi, nie spuszczając go jednak z oczu.
— Słuchaj, d‘Artagnanie — odezwał się po chwili — zdejmij pierścionek z palca, lub odwróć kamień na wewnątrz, przypomina mi on straszne chwile w życiu i nie mógłbym rozmawiać z tobą swobodnie. Przyszedłeś zasięgnąć rady?... mówiłeś mi, iż w trudnem nader znajdujesz się położeniu?... Ale, poczekajno... pokaż mi jeszcze ten szafir; bo tamten, o którym wspomniałem; miał rysę na boku, wskutek pewnego wypadku.
D‘Artagnan zdjął znów pierścionek i podał Athosowi.
Athos zadrżał:
— Patrz — zawołał — to niepojęte!
I wskazał rysę, o której pamiętał.
— Od kogo dostałeś ten szafir?
— Od matki mojej, która go znów od swojej dostała. Jak ci już mówiłem, jest to stary klejnot rodzinny... przechodzący z pokolenia w pokolenie i jak świętość strzeżony.
— I ty go sprzedałeś?... — zapytał d‘Artagnan nieśmiało.
— O, nie — odparł Athos z dziwnym uśmiechem — oddałem go dobrowolnie pewnej nocy, w uniesieniu miłosnem, tak samo, jak i ty go otrzymałeś!...
D‘Artagnan zamyślił się; odgadywał w duszy milady przepaści czarne i niezgłębione... Nie włożył już pierścionka na palec, schował go do kieszeni.
— Przyjacielu — rzekł Athos, biorąc go za rękę — wiesz dobrze, jak cię kocham, i gdybym miał syna nie więcej byłby mi drogi. Proszę, wierz memu doświadczeniu, porzuć tę kobietę. Nie znam jej wcale, lecz mam przeczucie, głos wewnętrzny mi mówi, że to istota zgubiona i że nad nią ciąży fatalizm zbrodni.
— Masz rację — odparł d‘Artagnan. — Posłucham i nie chcę już jej znać nawet; przyznaję, że mnie samego ta kobieta przeraża.
— A więc będziesz miał dość odwagi?... — przerwał Athos.
— O będę miał, zaręczam — odpowiedział d‘Artagnan — od tej chwili sobie postanawiam.
— Otóż, powiem ci, moje dziecko, że dobrze zrobisz — rzekł Athos, ściskając rękę gaskończyka z ojcowskiem
Strona:Aleksander Dumas-Trzej muszkieterowie-tom 2.djvu/077
Ta strona została uwierzytelniona.