Strona:Aleksander Dumas-Trzej muszkieterowie-tom 2.djvu/082

Ta strona została uwierzytelniona.

wcipnie, uśmiechała się zalotnie, a jednocześnie gorączka, która ją na chwilę opuściła, powracała z całą potęgą, dodając blasku oczom i rozkosznego karminu usteczkom.
D‘Artagnan widział znów Circeę, która go napowrót ujęła w sidła zaczarowane.
Miłość szalona, uśpiona na chwilę, zbudziła się w jego sercu... Milady uśmiechnęła się, a on czuł, że duszę oddałby za ten uśmiech...
Powoli milady stawała się coraz serdeczniejsza. Zapytywała d‘Artagnana, czy miał kochankę?
— O! pani — rzekł młodzieniec z miną jak mógł najsentymentalniejszą — jesteś okrutna!... jak możesz pytać mnie o to, mnie... który od ujrzenia ciebie, oddycham i wzdycham jedynie dla ciebie i przez ciebie!
Milady uśmiechnęła się znacząco.
— Więc pan mnie kochasz? — rzekła.
— Czyż potrzebuję mówić? czyż pani tego nie widzi?...
— Przyznaję... domyśliłam się miłości pańskiej; lecz wiesz zapewne, że serce harde trudno jest zdobyć.
— O!... przeszkody mnie nie przerażają; boję się jedynie niepodobieństwa.
— Niema nic niepodobnego dla miłości prawdziwej.
— Tak pani myśli?
— Tak mówię i tak myślę — odparła milady.
— O! do djabła! — pomyślał d‘Artagnan — śpiewamy na inną nutę... — Czyżby się zakochała wypadkiem ta kapryśnica i czyżby miała zamiar obdarzyć mnie znów szafirem, podobnym do tego, jaki wziąłem za hrabiego de Wardes?
D‘Artagnan przysunął się z krzesłem do fotelu milady.
— Ciekawa jestem — rzekła — w jaki sposób dowiódłbyś miłości, o której tak mówisz?..
— Gotów jestem na wszystko, na każde żądanie... Czekam rozkazu.
— Nie cofniesz się przed niczem?
— Nigdy! — zawołał d‘Artagnan, wiedząc naprzód, że nie ryzykował wiele.
— Zatem, pogadajmy trochę — rzekła milady, przysuwając się jeszcze bliżej do młodego chłopca.
— Słucham z uwagą — rzekł tenże.
Milady milczała chwilkę zakłopotana; jak gdyby od-