O godzinie czwartej czterej przyjaciele zeszli się już u Athosa. Ogólne zakłopotanie i myśli o umundurowaniu pierzchły bezpowrotnie, fizjognomja każdego zachowała jedynie wyraz osobistych i tajemnych obaw i pragnień; niestety! tak zawsze bywa, szczęście chwili obecnej zaćmiewa niepewność przyszłości.
Niespodziewanie ukazał się Planchet, niosąc dwa listy z adresem d‘Artagnana. Jeden z nich był to bilecik, elegancko złożony, formy podłużnej z ładną pieczątką zieloną, na której wyciśnięty był gołąbek, z gałązką oliwną w dziobku.
Drugi list był wielki, w kwadrat złożony i opatrzony przejmującemi trwogą pieczęciami jego eminencji księcia kardynała.
Na widok bileciku, d‘Artagnan poczuł bicie serca, zdawało mu się, iż poznaje od kogo pochodzi; chociaż raz tylko widział to pismo, utkwiło mu jednak w pamięci głęboko.
Pochwycił maleńki liścik i rozpieczętował żywo; list
zawierał co następuje:
„Przechadzaj się w przyszły czwartek od szóstej do siódmej wieczorem po drodze z Chaillot i zaglądaj do wszystkich karet, przejeżdżających tamtędy; lecz, jeżeli dbasz o swoje życie i o życie tych, którzy cię kochają, nie mów nic, nie czyń najmniejszego poruszenia, któreby pozwalało przypuszczać, iż poznałeś tę, którą naraża się na wszystko, aby cię ujrzeć choć na chwilę.“
Podpisu nie było.