— To zasadzka... — rzekł Athos — nie idź tam, d‘Artagnanie.
— A jednakże pewny jestem, że znam to pismo.
— Może być naśladowane — podjął Athos — między szóstą a siódmą wieczorem droga z Chaillot jest najzupełniej pusta: zarówno bezpiecznie byłoby iść na spacer do lasu Bondy.
— A gdybyśmy poszli wszyscy!... — rzekł d‘Artagnan — cóż u djabła, tożby nas nie pożarto wszystkich czterech, a do tego czterech lokajów, konie i broń.
— Będzie to dobra sposobność pokazania się w pełnym rynsztunku dodał Porthos.
— Jeżeli to pisze kobieta — odezwał się Aramis — i jeżeli pragnie być widziana przez ciebie jedynie, pomyśl, d‘Artagnanie, iż ją kompromitujesz, sprowadzając nas wszystkich, a to niegodne prawdziwego szlachcica.
— Zostaniemy w tyle — rzekł Porthos — on sam zbliży się jedynie.
— Tak, ale strzał z pistoletu może paść z karety bardzo łatwo.
— Ba!... — odparł d‘Artagnan — mam nadzieję, że mnie nie trafi. Wreszcie obstąpimy karetę i zgładzimy ze świata w niej się znajdujących. Zawsze to nieźle, gdy mniej o kilku nieprzyjaciół prześladować nas będzie.
— Ma słuszność — rzekł Porthos — wojna to najmilsza rzecz; trzeba przecie wypróbować broń naszą.
— O tak, zróbmy sobie tę małą uciechę — dodał Aramis tonem słodkim i niedbałym.
— Jak wam się podoba — rzekł Athos.
— Panowie — mówił d‘Artagnan — jest już wpół do piątej, zaledwie wystarcza nam czas do stawienia się na drodze z Chaillot.
— A nadto, gdy zapóźno wyruszymy — dodał Porthos — nikt nas nie zobaczy, a to byłaby wielka szkoda. Dalej, panowie, szykujmy się co rychlej.
— Zapomniałeś o drugim liście — odezwał się Athos — zdaje mi się jednak, że pieczęcie wskazują jego ważność i wart przeczytania; co do mnie, oświadczam ci, kochany d‘Artagnanie, że on mnie daleko więcej zajmuje, niż ten mały bilecik, któryś tak czule schował w okolicy serca.
D‘Artagnan zaczerwienił się i odpowiedział:
Strona:Aleksander Dumas-Trzej muszkieterowie-tom 2.djvu/104
Ta strona została uwierzytelniona.