niespodziewanie i przeszyła na wylot udo mordercy, który upadł niezwłocznie, nie mogąc się na nogach utrzymać.
D‘Artagnan przyłożył mu koniec szpady o gardła.
— O! nie zabijaj mnie! — krzyczał zbójca — łaski, łaski, panie oficerze! wszystko panu opowiem!...
— Czy twoja tajemnica warta jest przynajmniej, abym ci życie darował? — zapytał młodzieniec, powstrzymując pchnięcie.
— O! tak, szczególniej dla pana, jeżeli cenisz swe życie, będąc tak piękny i waleczny i mając z tego względu świetną przyszłość przed sobą.
— Nędzniku! — rzekł d‘Artagnan — dalej, gadaj prędzej, z czyjego rozkazu chciałeś mnie zamordować?
— Z rozkazu kobiety, której nie znam wcale, lecz którą nazywają milady.
— Mówisz, że jej nie znasz, a skąd wiesz, jak ją nazywają?
— Mój wspólnik znał ją i tak nazywał, bo z nim się ona układała, nie ze mną; ma on nawet list w kieszeni od tej damy, list wielkiego znaczenia dla pana, jak sam opowiadał.
— Dlaczego wziąłeś udział w tym napadzie?...
— Zaproponował mi, abyśmy we dwóch podjęli się tej roboty i przystałem...
— Cóżeście dostali za tę szlachetną wyprawę?
— Sto luidorów.
— Wcale nieźle — rzekł młodzieniec, rozweselony — widzę z tego, że coś wart jestem; sto luidorów!... to majątek dla takich nędzników; nie dziwię się też, że przystałeś i przebaczam, lecz pod jednym warunkiem!
— Pod jakim? — zapytał żołnierz niespokojny, widząc, że to jeszcze nie koniec.
— Oto pójdziesz i wyjmiesz list z kieszeni twego kamrata.
— Ależ, panie!... — zakrzyczał bandyta — chcesz mnie zabić, tylko innym sposobem; jak możesz żądać, abym szedł po list pod ogniem bastjonu?...
— Decyduj się i to szybko, bo klnę się na Boga, zginiesz z mojej ręki!...
— Łaski! panie, litości!... w imię młodej damy, którą kochasz... którą masz za umarłą... a która żyje!... —
Strona:Aleksander Dumas-Trzej muszkieterowie-tom 2.djvu/128
Ta strona została uwierzytelniona.