Strona:Aleksander Dumas-Trzej muszkieterowie-tom 2.djvu/129

Ta strona została uwierzytelniona.

wołał zbójca, podnosząc się na kolana i podpierając ręką, bo siły go opuszczały wraz z utratą krwi.
— Skąd wiesz o kobiecie, którą kocham, kto ci powiedział, że myślę, iż ona nie żyje?...
— To wszystko jest w liście, który mój towarzysz ma w kieszeni
— Widzisz sam, iż muszę ten list posiąść koniecznie: nie ociągaj się zatem, nie wahaj, bo pomimo odrazy, jaką czuję do zmoczenia mej szpady po raz drugi w podłej krwi twojej, przysięgam na honor uczciwego człowieka...
Przy tych słowach d‘Artagnan uczynił gest tak groźny, że ranny pomimo osłabienia zerwał się na równe nogi.
— Wstrzymaj się pan! wstrzymaj!... — zawołał, nabierając odwagi pod wrażeniem strachu — pójdę już... pójdę!...
D‘Artagnan odebrał broń bandycie, kazał mu stanąć przed sobą i pchnął go w stronę wspólnika, koląc go w plecy końcem szpady.
Straszny był widok nieszczęśliwego, znaczącego śladami krwi drogę przebytą, jak śmierć, bladego, a pomimo to, pragnącego zawlec się niedostrzeżenie do ciała wspólnika zbrodni, rozciągniętego o dwadzieścia kroków.
Trwoga tak okrutna malowała się na twarzy bandyty, zlanej zimnym potem, że d‘Artagnan zmiękł i, patrząc na niego z pogardą, zawołał:
— Stój! pokażę ci różnicę pomiędzy człowiekiem odważnym a podłym, jak ty, tchórzem; zostań, ja sam pójdę!..
I krokiem lekkim, baczny na wszystko, obserwując poruszenia nieprzyjaciela i zasłaniając się nierównością gruntu, d‘Artagnan dotarł do drugiego żołnierza.
Miał dwa sposoby dojścia do celu: zrewidować mu kieszenie na miejscu, lub zabrać z sobą, czyniąc puklerz z ciała jego i dokonać rewizji pod tą osłoną.
D‘Artagnan wybrał drugi sposób: zarzucił zbója oddychającego jeszcze na plecy w chwili właśnie, gdy nieprzyjaciel dał ognia.
Słabe wstrząśnienie, głuchy szmer trzech kul rozdzierających ciało, ostatni jęk i dreszcze konania, dowiodły młodzieńcowi, że ten, który pragnął go zamordować, ocalił mu obecnie życie.
D‘Artagnan dostał się napowrót poza wał i cisnął trupa obok rannego, bladego już, jak nieboszczyk.