Strona:Aleksander Dumas-Trzej muszkieterowie-tom 2.djvu/135

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zapewne, zapewne, jak nie mam szampańskiego, albo szambertina.
— Otóż w braku szampańskiego i szambertina, przyjmiecie to, jakie jest...
— A, tośmy sprowadzili winko andegaweńskie, zostaliśmy już smakoszami?... — mówił Porthos z uśmiechem.
— Ależ nie, wino to od was pochodzi.
— Od nas?... — krzyknęli razem trzej muszkieterowie.
— Czy to ty, Aramisie ?... — zapytał Athos, przysłałeś to wino?
— Nie, może to ty, Porthosie?
— Nie, pewno to ty, Athosie?
— Nie.
— Jeżeli nie wy — rzekł d‘Artagnan — to wasz oberżysta.
— Jaki oberżysta?...
— Oberżysta Godeau, dostawca muszkieterów.
— Na honor — przerwał Porthos — niech pochodzi skąd chce, wszystko mi jedno; spróbujmy wina, a jeżeli dobre, to pijmy!
— O, nie!... — rzekł Athos — nie pijmy wina z nieznanego źródła...
— Masz rację, jak zawsze, kochany Athosie. Żaden z was zatem nie dawał zlecenia oberżyście Godeau?
— Nie!... a jednak to niby od nas była ta przesyłka?
— Oto list!... — rzekł d‘Artagnan i podał papier towarzyszom.
— To nie jego pismo!... — mówił Athos, znam go dobrze — ja sam, przed wyjazdem, załatwiałem z nim nasze wspólne rachunki.
— Cały list fałszywy — odezwał się Porthos — nie byliśmy nigdy zamknięci w areszcie.
— D‘Artagnanie — rzekł Athos z wyrzutem — jak mogłeś uwierzyć, żeśmy hałasowali?...
D‘Artagnan zbladł, dreszcz po nim przebiegł...
— Co ci jest, chłopcze kochany — zawołał Athos tkliwie — cóż znowu się stało?
— Biegnijmy, śpieszmy się, drodzy przyjaciele!... — krzyknął d‘Artagnan — okropne podejrzenie przyszło mi do głowy! byłażby to jeszcze zemsta tej kobiety?
Teraz znów Athos pobladł śmiertelnie.