Strona:Aleksander Dumas-Trzej muszkieterowie-tom 2.djvu/138

Ta strona została uwierzytelniona.

— Za zdrowie króla, proszę pana; chciałem łyknąć właśnie małą szklaneczkę, lecz Fourreau mi przeszkodził, mówiąc, że mnie wołają...
— Niestety!... — rzekł Fourreau, dzwoniąc zębami ze strachu — chciałem go wyprawić, a sam się napić.
— Panowie — odezwał się d‘Artagnan do gwardzistów — pojmujecie sami, iż nasza uczta byłaby nader smutna po tem, co się stało; raczcie wybaczyć na dziś; odłóżmy zebranie na później. Młodzieńcy przyjęli grzecznie przemówienia d‘Artagnana i, widząc, że przyjaciele pragną sami pozostać, pożegnali się i odeszli.
Skoro gaskończyk nasz i trzech muszkieterów pozbyli się świadków, spojrzeli po sobie wzrokiem wyrażającym, iż pojmują całą ważność położenia.
— Naprzód — zaczął, Athos — wyjdźmy z tego pokoju; niedobra to kompanja z nieboszczykiem, który skończył śmiercią gwałtowną.
— Planchet — rzekł d‘Artagnan — polecam ci ciało tego biedaka. Pochowaj go w ziemi poświęcanej. Popełnił on zbrodnię, to prawda, lecz żałował.
Oberżysta dał im inny pokój, do którego przyniósł jajek na miękko i czystej wody (Athos sam jej zaczerpnął u źródła). W kilku słowach Porthos i Aramis zostali wtajemniczeni w położenie.
— A zatem — rzekł d‘Artagnan do Athosa — widzisz drogi przyjacielu, że to walka śmiertelna.
Athos pokiwał głową.
— Tak, tak — odparł — widzę dobrze; czy sądzisz, że to znów ona?
— Jestem tego pewny.
— Pomimo wszystko, przyznam ci się, iż jeszcze wątpię.
— A kwiat lilji na ramieniu?
— To jakaś Angielka za przestępstwo, spełnione we Francji, napiętnowana sromotnie.
— Athosie, to twoja żona, mówię ci — powtarzał d‘Artagnan — przypomnij sobie, jak rysopis zgadza się dokładnie.
— Byłem pewny, że tamta nie żyje, przecie ją powiesiłem doskonale.
Teraz d‘Artagnan kiwał głową.
— Ale teraz powiedz, co robić?... — rzekł młodzieniec.