Strona:Aleksander Dumas-Trzej muszkieterowie-tom 2.djvu/139

Ta strona została uwierzytelniona.

— To fakt, że niepodobna zostać tak z mieczem, wiekuiście wiszącym nad głową — mówił Athos — i trzeba koniecznie, w jakikolwiek bądź sposób, wyjść z tego położenia.
— Lecz w jaki?
— Posłuchaj no; postaraj się dostać do niej i rozmówić; powiedz jej stanowczo: pokój lub wojna! Daję słowo szlachcica, że nic nigdy o tobie nie powiem i nic przeciw tobie nie przedsięwezmę, a ty zachowaj względem mnie neutralność: jeżeli się na to nie zgodzisz, pójdę do kanclerza, do króla samego, sprowadzę kata, podburzę dwór cały przeciw tobie, ogłoszę wszędzie, żeś jest piętnowana, stawię cię przed sądy, a gdy cię wyrokiem uwolnią, w takim razie zabiję cię, klnę się na honor mój szlachecki, zabiję cię, gdzie spotkam, na ulicy, w zaułku, zabiję, jak psa wściekłego.
— Doskonały środek — rzekł d‘Artagnan — bardzo mi się spodobał; lecz, jak się do niej dostać?
— Czas, drogi przyjacielu, czas sprowadza sposobną chwilę, a taka chwila, to, jak zdwojona stawka w grze: im więcej postawisz na kartę, tem więcej wygrasz, jeżeli umiesz czekać...
— Tak, ale czekać otoczonemu przez morderców i trucicieli...
— Ba!... — rzekł Athos — Bóg nas strzegł dotąd i będzie dalej strzegł.
— Nas samych, wierzę temu; zresztą wszakżeśmy mężczyźni, nasza to rola narażać życie, lecz ona!... — dodał półgłosem.
— Co za ona?... — zapytał Athos.
— Konstancja.
— Pani Bonacieux!... a! to prawda — mówił Athos — biedny przyjacielu! zapomniałem, żeś zakochany.
— Dowiedziałeś się przecie — odezwał się Aramis — z listu, znalezionego przy tym łotrze zabitym, że ona w klasztorze przebywa? O! w klasztorze jej bardzo dobrze i spokojnie, a po ukończeniu oblężenia Roszelli, przyrzekam wam, że ja także...
— Dobrze!... — rzekł Athos — dobrze, mój drogi Aramisie, znamy twoje powołanie i uczucia religijne.
— Jestem muszkieterem tymczasowym jedynie — odparł Aramis pokornie.