Strona:Aleksander Dumas-Trzej muszkieterowie-tom 2.djvu/165

Ta strona została uwierzytelniona.

kiem w ręku, nie zważając na usiłowania nieprzyjaciela, aby nas stamtąd wysadzić.
Porthos i Aramis spojrzeli na siebie porozumiewawczo.
— Czy wiesz? — szepnął d‘Artagnan do ucha Athosowi — że prowadzisz nas na niechybną śmierć.
— Większe daleko niebezpieczeństwo nam grozi — odrzekł Athos — jeżeli tam nie pójdziemy.
— Na honor! panowie — zawołał Porthos, rozwalając się na krześle i podkręcając wąsa — oto mi zakład, co się nazywa!...
— Przyjmuję — rzekł de Busigny — idzie tylko obecnie o ustanowienie stawki.
— Panów jest czterech — mówił Athos — i nas czterech; zatem obiad na ośmiu, przystajecie panowie?...
— Z ochotą — odparł de Busigny.
— Doskonale — dodał dragon.
— Zgadzam się — rzekł szwajcar. Czwarty słuchacz, milczący podczas całej tej rozmowy, i teraz skinął jedynie na znak zgody.
— Śniadanie dla panów gotowe — zawołał gospodarz.
— Przynieś je tutaj — rzekł Athos.
Oberżysta wykonał rozkaz. Athos skinął na Grimauda, wskazał mu duży koszyk w kącie izby i objaśnił gestem, że trzeba zawinąć mięso w serwety.
Grimaud domyślił się zaraz, że chodzi o śniadanie na świeżem powietrzu; wziął koszyk, zapakował mięso, dołożył butelki i cały pakunek przewiesił na ręce.
— Gdzie panowie spożyją swoje śniadanie? — zapytał gospodarz.
— Co ci do tego, — rzekł Athos — jeżeli ci zapłacę?...
I cisnął majestatycznie na stół dwa pistole.
— Czy dać reszty, panie oficerze?
— Nie; dodaj tylko dwie butelki wina szampańskiego, a reszta za serwety.
Gospodarz nie tak znów świetny interes zrobił, jak myślał z początku, nagrodził jednak sobie, kładąc do kosza wino andegaweńskie, zamiast szampańskiego.
— Panie de Busigny, — odezwał się Athos — czy pozwolisz nastawić swój zegarek podług mojego, albo mój podług twojego?
— Z chęcią — odparł zapytany, wyjmując z kieszeni