Strona:Aleksander Dumas-Trzej muszkieterowie-tom 2.djvu/224

Ta strona została uwierzytelniona.

— Niedługo to nastąpi, mam nadzieję — odezwał się Porthos — dziś rano powieszono szpiega, który zeznał, że Roszelczycy zjadają już skórę z trzewików. Przypuśćmy, że, zjadłszy skórę, wezmą się do podeszew to niedługo nie pozostanie im nic innego, jak zjadać się wzajemnie.
— Biedni głupcy! — rzekł Athos, wypróżniając szklankę doskonałego Bordeaux, które choć nie posiadało w owej epoce sławy dzisiejszej, niemniej na nią zasługiwało. — Nieszczęśliwi, bezrozumni! jak gdyby religja katolicka nie była najkorzystniejszą i najprzyjemniejszą ze wszystkich wyznań! A jednak — dodał, smakując z upodobaniem wino — to dzielni ludzie... Aramisie, co ty u djabła robisz? — ciągnął Athos — chowasz ten list do kieszeni?
— Trzeba go spalić — rzekł d‘Artagnan — a nawet kto wie, czy pan kardynał nie ma sposobu wygrzebywania tajemnicy z popiołów?
— Z pewnością go posiada — odparł Athos.
— Cóż zatem chcesz zrobić z tym listem? zapytał Porthos.
— Zbliż się, Grimaud — zawołał Athos.
Grimaud wstał i słuchał.
— Za karę, że odezwałeś się bez pozwolenia, mój przyjacielu, zjesz natychmiast ten kawałek papieru; następnie w nagrodę usługi, jakąś nam oddał, wypijesz tę oto szklankę wina. Masz najpierw list; dalej! gryź prędko.
Grimaud uśmiechnął się i z oczami utkwionemi w szklankę, którą Athos winem napełnił, pożuł papier i połknął go...
— Brawo, panie Grimaud! — rzekł Athos, — teraz bierz i pij; możesz nie dziękować.
Grimaud w cichości połykał Bordeaux, lecz wzrok, wzniesiony w niebo, bardziej był wymowny przez cały czas miłego zajęcia.
— A teraz, — rzekł Athos, — jeżeli tylko panu kardynałowi nie przyjdzie dowcipna myśl otworzenia żołądka Grimaudowi, to, jak mi się zdaje, możemy być prawie spokojni.
Przez ten czas Jego Eminencja odbywał dalej samotną przejażdżkę, mrucząc pod wąsami:
— Ci ludzie muszą do mnie należeć; muszą, stanowczo!