Strona:Aleksander Dumas-Trzej muszkieterowie-tom 2.djvu/227

Ta strona została uwierzytelniona.

Potem rozpuściła włosy i ułożyła tak, aby podnosiły piękność twarzy. Nakoniec zadowolona szepnęła:
— Nic niema straconego... Jestem zawsze bardzo piękna...
Wieczór się zbliżył, godzina ósma wybiła, milady spostrzegła łóżko zasłane. Pomyślała, że kilka godzin spoczynku nietylko umysł odświeży, lecz doda blasku śnieżnej płci. Przed położeniem się jednak powzięła inne postanowienie.
Słyszała, iż mówiono o kolacji, a że od godziny przeszło zamknięta już była, spodziewała się zatem, iż niebawem posiłek jej przyniosą. Nie chciała czasu tracić i postanowiła od chwili obecnej zbadać położenie, studjując charaktery ludzi, którym straż nad nią powierzono.
Światło ukazało się przez drzwi; zwiastowało ono powrót dozorców. Milady rzuciła się coprędzej na fotel, głowę w tył przechyliła; piękne włosy rozpuszczone sięgały podłogi, pierś na pół odkryta wyglądała z pod koronek sukni, ręką jedną trzymała się za serce, drugą bezwładnie spuściła ku ziemi.
Otworzono zamki, drzwi na zawiasach zgrzytnęły, do pokoju weszło osób kilka.
— Postawcie ten stół — dał się słyszeć głos, po którym milady poznała Feltona.
Wykonano rozkaz bezzwłocznie.
— Przynieście tu światło i każcie zmienić wartę — mówił Felton.
Milady domyśliła się po tym rozkazie, że ludzie jej usługujący byli żołnierzami.
Polecenie Feltona wykonano szybko i w milczeniu, co dawało dobre wyobrażenie o karności, w jakiej trzymał podwładnych. Nakoniec Felton, który dotąd nie patrzył na milady, zwrócił się do niej.
— A!... — wyrzekł — ona śpi; to dobrze, po przebudzeniu zje kolację.
I zawrócił się ku wyjściu.
— Panie poruczniku — odezwał się jeden z żołnierzy, mniej surowy, niż jego dowódzca — ona nie śpi...
— Jakto nie śpi?... — rzekł Felton — cóż robi zatem?
— Zemdlała; patrz pan, jaka blada leży i bez oddechu!
— Masz rację — przyznał Felton, przyjrzawszy się milady zdaleka — idź, donieś lordowi de Winter, że ta