się przez kraty więzienne, oświecając, lecz nie grzejąc, jak to bywa w Anglji.
Milady patrzyła przez okno, udając, że nic nie słyszy.
— O!... — odezwał się lord Winter — po komedji graliśmy tragedję, a teraz przyszła kolej na melancholję.
Uwięziona nie odpowiedziała.
— Tak... tak... — ciągnął lord Winter — rozumiem; chciałabyś się wydostać na wybrzeże; wsiąść na okręt i pruć fale szmaragdowe; pragnęłabyś na lądzie lub na wodzie urządzić mi zasadzkę, jedną z tych, które tak doskonale obmyślać potrafisz. Cierpliwości!... cierpliwości... moja pani! Za cztery dni znajdziesz się na wybrzeżu, potem na pełnem morzu; za cztery dni bowiem uwolnię Anglję od twej obecności.
Milady złożyła rączki, a piękne oczy w niebie utkwiła:
— Boże!... Boże wszechmocny!... — wyrzekła z anielską słodyczą — przebacz temu człowiekowi, jak ja mu przebaczam!...
— Módl się, módl przeklęta — zawołał lord — proś Boga o przebaczenie dla mnie, bo przysięgam ci, że jesteś w rękach człowieka, który tobie nigdy nie przebaczy...
Z temi słowy opuścił pokój.
Gdy drzwi otwierał, milady spostrzegła Feltona, jak chował się, aby nie być przez nią widzianym.
Wtedy padła na kolana i głośno mówiła:
— Boże, mój Boże!... Ty wiesz, dla jak świętej sprawy znoszę cierpienia; dodaj mi siły, o Boże wielki!
Drzwi cicho się uchyliły; piękna pokutnica, udając, że nic nie słyszy, modliła się dalej.
— Boże mścicielu!... Boże dobroci!... czyż pozwolisz, aby się spełniły ohydne zamiary tego człowieka!
Teraz dopiero niby usłyszała kroki Feltona, zerwała się szybko, zarumieniła, jak gdyby zawstydzona, iż ją widziano klęczącą.
— Nie lubię przerywać modlitwy — rzekł Felton poważnie — niech pani nie wstaje, zaklinam panią.
— Skąd pan wie, że ja się modliłam — mówiła milady głosem, przez łkanie przyrywanym — mylisz się pan, nie modliłam się wcale.
— Myślisz pani zatem — odrzekł Felton poważnie, lecz słodko zarazem — iż czuję się w prawie przeszka-
Strona:Aleksander Dumas-Trzej muszkieterowie-tom 2.djvu/239
Ta strona została uwierzytelniona.