Strona:Aleksander Dumas-Trzej muszkieterowie-tom 2.djvu/249

Ta strona została uwierzytelniona.


Wydaj Baalowi jego ofiarę,
Lwom na pożarcie ją oddaj,
Odpowiesz za to przed Bogiem!...
Wołam do niego z otchłani...


Felton stał, jak wryty.
— Kto ty jesteś? — zawołał, składając ręce — czy zesłanką Boga?... czy piekło cię wydało? czyś anioł, czy szatan, na imię ci Eloe, czy Astarte?...
— Czyś mnie nie poznał, Feltonie?... nie jestem ani aniołem, ani szatanem, jestem córką tej ziemi i siostrą twoją, jednej z tobą wiary.
— Tak!... tak!... — rzekł Felton — wątpiłem jeszcze, lecz teraz wierzę.
— Wierzysz... a jednak spiskujesz z synem Beliala, którego nazywają lordem de Winter!... Wierzysz, a pozostawiasz mnie w mocy nieprzyjaciół, nie tylko moich, lecz Anglji i Boga?... Wierzysz, a wydajesz mnie temu, co świat gorszy herezją i życiem rozwiązłem, temu Sardanapalowi ohydnemu, którego zaślepieni zwą księciem Buckingham, a prawowierni Antychrystem nazywają.
— Ja, miałbym cię wydać Buckinghamowi? ja? co mówisz?...
— Mają oczy — zawołała milady — a nie będą widzieli; mają uszy, a nie będą słyszeli!
— Tak, tak — rzekł Felton, trąc ręką czoło, potem zlane, jakby dla odpędzenia ostatnich wątpliwości — tak, słyszę ten głos w snach moich; tak, poznaję rysy anioła, ukazującego mi się podczas nocy bezsennych i mówiącego do duszy mojej: „Uderz śmiało, zbaw Anglję, zbaw siebie samego, albowiem umrzesz, nie przebłagawszy Boga!“ Mów, mów pani! — zawołał Felton — teraz już cię rozumiem.
Błyskawica okrutnej radości, szybka, jak myśl błysnęła w oczach milady.
Felton dojrzał zabójcze światło i zadrżał, zdawało mu się, że ujrzał głębię serca tej kobiety.
Przyszły mu na pamięć przestrogi lorda Winter, powaby milady i pierwsze jej próby uwiedzenia skoro tylko przybyła; cofnął się, spuścił głowę, lecz patrzył, jak oczarowany przez tę dziwną istotę; oczy jego nie mogły się oderwać od jej oczu.