Teraz Felton złożył ręce błagalnie.
— Więc zaufam bratu! — rzekła milady — i znajdę odwagę!...
Naraz dały się słyszeć kroki lorda Wintera; lecz tym razem okrutny szwagier milady, nie postąpił, jak wczoraj, nie minął drzwi więzienia, lecz zatrzymał się, przemówił do straży i wszedł do pokoju.
Felton miał czas odskoczyć na bok i lord zastał go w przyzwoitem oddaleniu od uwięzionej.
Baron wszedł powoli i patrzył bacznie na młodego człowieka i jego towarzyszkę.
— Coś bardzo długo, Johnie, siedzisz tutaj, czy ta pani opowiadała ci o wszystkich swoich zbrodniach?... W takim razie nie dziwiłbym się długości posiedzenia.
Felton przeraził się, a milady czuła się zgubiona, jeżeli nie przyjdzie w pomoc zmieszanemu purytaninowi.
— O! lękasz się, żeby ci się ofiara nie wymknęła — rzekła — otóż zapytaj twego godnego pomocnika, o jaką łaskę prosiłam go właśnie.
— Żądałaś łaski?... — zapytał baron podejrzliwie.
— Tak, milordzie — odrzekł młody człowiek.
— Jakiej-że to łaski, powiedz-no?
— Żądała noża, który miała mi oddać za chwilę przez okienko we drzwiach — odpowiedział Felton.
— Jest więc tu ktoś ukryty, któremu ta miła osóbka chce gardło poderżnąć? — rzekł lord Winter z pogardą.
— Ja jestem — odparła milady.
— Dałem ci do wyboru Amerykę i Tyburn — mówił lord — wybierz Tyburn, milady: wierz mi, postronek pewniejszy od noża.
Felton zbladł, wspomniał, iż, gdy wszedł tutaj, milady właśnie sznur w ręku trzymała.
— Masz rację — rzekła — myślałam już i o tem — i dodała stłumionym głosem: — I pomyślę jeszcze...
Felton poczuł dreszcz, przebiegający go aż do szpiku kości; prawdopodobnie lord Winter to spostrzegł.
— Nie dowierzaj jej, John — powiedział — John, mój przyjacielu, zaufałem ci bezwarunkowo, miej się na baczności! Uprzedziłem cię przecie!... A wreszcie odwagi, mój chłopcze, za trzy dni uwolnimy się od tego stworzenia; tam, dokąd ją poślę, nie będzie już szkodziła nikomu.
— Czy słyszysz go? — zawołała milady, wybuchając
Strona:Aleksander Dumas-Trzej muszkieterowie-tom 2.djvu/251
Ta strona została uwierzytelniona.