Strona:Aleksander Dumas-Trzej muszkieterowie-tom 2.djvu/280

Ta strona została uwierzytelniona.

go człowieka: śmierć Buckinghama wypisana tam była wyraźnie.
— Feltonie... — rzekła — jesteś wielki, jak Juda Machabeusz! Jeśli umrzesz, ja umrę z tobą razem: to wszystko, co powiedzieć ci mogę.
— Cicho!... — rzekł Felton — już przybyliśmy.
Przybijano do statku. Felton wstąpił pierwszy na drabinę i podał rękę milady, a majtkowie ją podtrzymywali, ponieważ morze było jeszcze bardzo wzburzone.
— Kapitanie — przemówił Felton — oto osoba, o której ci mówiłem, odprowadzisz ją z całą troskliwością do Francji.
— Za cenę tysiąca pistolów — odrzekł kapitan
— Wyliczyłem ci już pięćset.
— Prawda — rzekł kapitan.
— Oto jest drugie pięćset — odezwała się milady, biorąc worek ze złotem.
— Nie — rzekł kapitan — teraz nie wezmę; dałem słowo temu młodemu panu: drugie pięćset pistolów należą mi się dopiero po przybyciu do Boulogne.
— A przybędziemy tam?
— Cali i zdrowi — rzekł kapitan — zaręczam honorem Jakóba Buttlera.
— Dobrze więc!... — rzekła milady — jeżeli dotrzymasz słowa, to nie pięćset a tysiąc pistolów dostaniesz ode mnie.
— Niech żyje piękna pani!... — zawołał kapitan — i niech Bóg raczy zsyłać często tak zacne osoby, abym mógł im usłużyć!
— A tymczasem — rzekł Felton — płyń z nami do małej zatoki... o której ci już mówiłem.
Kapitan w odpowiedzi wydał rozkazy stosowne, a około siódmej zrana, mały statek zarzucał kotwicę w oznaczonej zatoce.
Ze swej strony milady utwierdziła Feltona w powziętym zamiarze; spostrzegła jednak niebawem, że młody fanatyk potrzebował raczej, aby miarkowano jego zapał.
Ułożono, że milady oczekiwać będzie Feltona do dziesiątej; jeżeli o tej godzinie nie będzie z powrotem, wyruszy sama.
Wtedy, przypuszczając, że będzie wolny, podąży do Francji i połączy się tam z nią w klasztorze Karmelitek w Bethune.