Strona:Aleksander Dumas-Trzej muszkieterowie-tom 2.djvu/285

Ta strona została uwierzytelniona.

ły błąd napozór, może ściągnąć karę na głowę, dotąd oszczędzaną, pomimo zbrodni bez liku.
— Panie Felton! — rzekł Buckingham — wyjdziesz stąd i udasz się do aresztu wojskowego w tej chwili.
— Wysłuchasz mnie do końca, milordzie. Uwiodłeś młodą dziewczynę, znieważyłeś ją, splamiłeś; napraw swą winę, wypuść ją na wolność, nic więcej nie będę wymagał.
— Nie będziesz wymagał?... — rzekł Buckingham, patrząc na Feltona z podziwieniem i wymawiając dobitnie te słowa.
— Milordzie — ciągnął Felton, egzaltując się własnemi słowy — milordzie, strzeż się, cała Anglja znużona już twojemi występkami; milordzie, nadużyłeś władzy królewskiej, którą posiadłeś bezprawnie, wstrętny jesteś ludziom i Bogu; Stwórca ukarze cię później, lecz ja uczynię to dziś jeszcze.
— O! tego już za wiele!... — krzyknął Buckingham i posunął się ku drzwiom.
Felton zagrodził mu drogę.
— Proszę pokornie — powiedział — podpisz pan rozkaz uwolnienia lady de Winter; pomyśl, że to kobieta, którą czci pozbawiłeś.
— Odsuń się, mój panie — rzekł Buckingham — albo zawołam ludzi i każę cię zakuć w kajdany.
— Nie zawołasz — przerwał Felton, zasłaniając sobą dzwonek umieszczony na gerydonie, srebrem inkrustowanym — strzeż się, milordzie, albowiem znajdziesz się w ręku Boga - mściciela!
— W ręku szatana, chciałeś powiedzieć — zawołał Buckingham, podnosząc głos, aby zwrócić uwagę służby, lecz wprost jej nie przyzywając.
— Podpisz, milordzie, podpisz uwolnienie lady de Winter — rzekł Felton, podsuwając papier księciu.
— Przemocą?... żartujesz chyba!... hola, Patrycy...
— Podpisz, milordzie!...
— Nigdy!
— Nigdy?
— Do mnie!... — krzyknął książę i jednocześnie porwał za szpadę.
Felton nie dał mu czasu na wyjęcie jej z pochwy; trzymał na piersiach otwarty nóż, którym milady się zraniła, i jednym skokiem był już przy księciu.