Strona:Aleksander Dumas-Trzej muszkieterowie-tom 2.djvu/299

Ta strona została uwierzytelniona.

I starała się przybrać wyraz niewinności i słodyczy anielskiej.
— Niestety! — mówiła — wiem o tem; powiadają, że nie trzeba ufać fizjognomji; lecz czemuż wierzą ludzie, jeśli nie temu najpiękniejszemu dziełu Stwórcy? Co do mnie, może całe życie będę oszukiwana, lecz zawsze zaufam osobie, której twarz budzi we mnie sympatję.
— Zdaje się pani zatem — powiedziała zakonnica — że ta młoda kobieta jest niewinna?
— Pan kardynał niezawsze karze za zbrodnie — odrzekła — są cnoty, które prześladuje zawzięciej od złych skłonności.
— Pozwól pani, że wyrażę zdziwienie...
— Co panią zadziwia? — rzekła milady naiwnie.
— To, co pani mówi.
— Czyż mówię coś niepodobnego do prawdy? — zapytała milady z uśmiechem.
— Jesteś pani przyjaciółką kardynała, ponieważ przysłał cię tutaj, a jednak...
— A jednak źle o nim mówię — rzekła milady, kończąc myśl przełożonej.
— To jest, nic dobrego o nim nie powiedziałaś.
— Bo ja nie jestem przyjaciółką — odparła wzdychając — lecz ofiarą kardynała.
— Cóż znaczył list, w którym polecił mi panią?
— Jest to rozkaz dla mnie, bym tu siedziała, jak w więzieniu, aż każe mnie stąd zabrać jednemu z satelitów swoich...
— Dlaczegóż pani nie próbowałaś uciekać?
— Dokądżebym poszła? sądzisz pani, że jest na ziemi kącik, gdzieby kardynał nie był w stanie dosięgnąć, jeżeli tylko zechce wyciągnąć rękę?
Gdybym była mężczyzną, możeby to się udało; lecz cóż chcesz, by uczyniła kobieta? Młoda pensjonarka, jaką macie u siebie, czyż próbowała uciekać?
— Nie, to prawda; lecz co innego, zdaje mi się, zatrzymuje ją we Francji: uczucie serdeczne.
— O! — rzekła milady, wzdychając — jeżeli kocha i jest kochana, nie może nazwać się nieszczęśliwą.
— Tak więc — mówiła przełożona, patrząc z wzrastającem zajęciem — to jeszcze jedną nieszczęsną prześladowaną mam przed sobą?