Poszli w pięciu wszyscy do miasta Bethune, aż zatrzymali się przed pierwszą napotkaną oberżą.
— Czy nie udamy się w pogoń za tym potworem? — zapytał d‘Artagnan.
— Później — odparł Athos — muszę jeszcze załatwić niektóre sprawy.
— Jeżeli się nam wymknie — przerwał młodzieniec — to z twojej winy jedynie...
— Odpowiadam za nią — rzekł Athos.
Tak wielka była wiara d‘Artagnana w słowa przyjaciela, że opuścił głowę i, nic nie mówiąc, udał się za nim do oberży.
Porthos i Aramis spojrzeli na siebie, nie rozumiejąc tej pewności Athosa. Lord de Winter sądził, że mówi on tak, aby ulżyć boleści d‘Artagnana.
— A teraz, panowie — rzekł znów Athos, gdy go zapewniono, iż jest w oberży pięć wolnych pokojów — rozejdźmy się; d‘Artagnan potrzebuje samotności, aby się wypłakać i przespać. Ja biorę na siebie odpowiedzialność za wszystko, bądźcie zatem spokojni.
— Zdaje mi się jednak — przemówił lord de Winter — jeżeli mamy wystąpić przeciw hrabinie, do mnie to należy: jest ona bowiem moją bratową.
— Mnie bardziej to dotyczy, — rzekł Athos — bo ona jest moją żoną...
D‘Artagnan uśmiechnął się, poznał, że Athos pewny jest zemsty, kiedy wyjawił tajemnicę swoję.
Porthos i Aramis spojrzeli na siebie, bladzi z przerażenia.
Lord de Winter zaś myślał, że Athos zmysły postradał.
— Idźcie, panowie, do siebie — rzekł Athos — a mnie działać pozwólcie. Widzicie teraz, że, jako mąż, mam do tego prawo niezaprzeczone. D‘Artagnan, jeżeli nie zgubiłeś, oddaj mi papier, który wypadł z kapelusza owemu jeźdźcowi; na nim wypisana jest nazwa wioski...
— A!... — zawołał d‘Artagnan — rozumiem — nazwa wypisana jej ręką.
— Poznajesz teraz — rzekł Athos — że jest Bóg w niebie!
Strona:Aleksander Dumas-Trzej muszkieterowie-tom 2.djvu/325
Ta strona została uwierzytelniona.