dziawszy to szmyrgnął w dziurę, którą był wlazł do pokoju.
Marynia zlękła się niesłychanie tej groźby, nikomu nie opowiadała o niej, pewna, żeby ją wyśmiano, ale wieczorem ułożyła co tylko miała cukrów i przysmaków na brzegu szafy.
Nazajutrz rano zauważyła pani prezydentowa:
— W istocie, trudno pojąć, skąd się biorą u nas te myszy, niegodziwe stworzenia pożarły wszystkie cukierki Maryni!
Marynia szanując zęby, mało jadała cukierków, a przypuszczając, że i Mysikról poprzestanie na tym pierwszym haraczu, jaki na nią nałożył, cieszyła się, iż tak niewielką ofiara ocaliła dziadka.
Na nieszczęście zadowolenie to niedługo trwało; następnej nocy znowu obudziły ją świsty i piski w pokoju.
I znowu Mysikról zgrzytając, rzekł do niej:
— Musisz mi oddać wszystkie cukrowe lalki i zabawki, albo pożrę ulubionego ci dziadka! — To mówiąc, znikł w norze.
Nazajutrz Marynia niesłychanie zmartwiona poszła do szklanej szafy i rzuciła smutne wejrzenie na swoje cukrowe i piankowe lalki z drzewka Bożego Narodzenia.
Postanowiła jednak zdobyć się jeszcze i na tę ofiarę dla ocalenia nieszczęśliwego młodzieńca.
Tego wieczora ułożyła cukrowe lalki znowu na brzegu szafy; całując jednak na pożegnanie pa-