Ta strona została uwierzytelniona.
się jej, że dźwięk coraz się oddala i słabnie, że lekki opar owiewa ją dokoła, który coraz to się zgęszczał i wreszcie zasłonił przed jej oczyma dziadka i jego siostry; natenczas jakby szmer rzeki esencji różanej wezbrał na nowo, fale wzdymały się i podnosiły ją tak wysoko, wyżej, jeszcze wyżej — aż nagle — paf! — i spadła z wysokości niezmiernej.
Zakończenie
Trudno to nie zbudzić się spadłszy z wysokości kilku tysięcy stóp. Marynia też obudziła się w swojem łóżeczku. Dzień był jasny, matka siedziała koło niej i mówiła:
— Ale też trzeba być leniwą panienką, żeby dotąd spać, wstawaj co żywo, już czas do śniadania!
— Mamusiu kochana — rzekła Marynia otwierając zdziwione oczy — jakież to cudowne rzeczy