Poczem oboje zasnęli.
Zaledwie świtało na niebie, gdy Bobuś zerwał się z łóżka, aby jak zwykle iść w pole do roboty. Ale jakże się zadziwił znajdując zamiast zwykłego odzienia, nowe świąteczne ubranie.
— Wszakże to dzień roboczy — rzekł do siebie — a może matka obchodzi jakie święto, o którem zapomniałem, w każdym razie włożę to, co mi przygotowała.
Pomodliwszy się więc o zdrowie dla rodziców i o urodzaj bobu, ubrał się jak mógł najpiękniej. Równocześnie postawiła mu matka na stole miseczkę zupy.
— Jedz synku zupę bobową z miodem i anyżkiem, lubisz ją od dzieciństwa i dobrze się na niej wychowałeś. Dziś masz kawał drogi przed sobą, trzeba, żebyś był syty.
— I owszem — rzekł Bobuś — ale dokąd to wysyłacie mnie?
Staruszka usiadła na poblizkim zydełku i oparłszy ręce na kolanach, odpowiedziała:
— W świat cię wysyłam synku, w świat mój Skarbie. Wszakże dotąd oprócz nas obojga i kilku handlarzy nie znasz nikogo na świecie, a ponieważ z czasem będziesz zamożnym panem, jeżeli się bób utrzyma w cenie, trzeba, żebyś poznał lepsze towarzystwo. O pół mili stąd jest miasto Cudnów, tam co krok spotyka się nadzwyczajnych ludzi, eleganckich, szlachetnych, dobrych i uczonych, może porobisz tam znajomości, może otrzymasz jaką korzystną posadę w przyszłości. Ponieważ
Strona:Aleksander Dumas - Historja Dziadka do Orzechów.djvu/179
Ta strona została uwierzytelniona.