Strona:Aleksander Dumas - Historja Dziadka do Orzechów.djvu/185

Ta strona została uwierzytelniona.

— Dziwię się — odparł nieśmiało — że tak piękna księżniczka, prawie mojego wzrostu, mogła się umieścić w powozie ze strączka.
— O! niesłusznie przyganiasz rozmiarom mojej karety — rzekła śmiejąc się wesoło — wszakże zwykle nią jeżdżę w towarzystwie koniuszego, kapelana i dam mego dworu, dziś wyjątkowo wyjechałam sama i zaraz zdarzył mi się nieprzyjemny wypadek. Niewiem, czy pan znasz króla świerszczów, łatwo go poznać po czarnej masce na twarzy i po nieprzyjemnym, uprzykrzonym głosie, jakim wymawia każde słowo. Otóż król świerszczów upatrzył mnie sobie za żonę, a wiedząc, że dziś kończę lat dziesięć, wiek, w którym księżniczki naszej rodziny mogą wychodzić zamąż, zastąpił mi drogę, chcąc wymóc na mnie przychylne słowo.
— Jakto? czy przystałaś pani na jego życzenia? — spytał Skarb bobowy groźnie.
— Ani mi w głowie! — odrzekła Wyczka — jednak gdy mu powiedziałam, iż go nie chcę, rzucił się na mój powóz, zatrzasnął budę i krzyknął prostacko:
— Siedźże teraz w pułapce, nieznośna grymaśnico!
— Pokaż, gdzie jego nora? — krzyknął Skarb bobowy w rycerskiem uniesieniu, chwytając motykę.
— Zaniechaj nędznika — rzekła piękna panna — gbur taki nie godzien orężnej rozprawy, odprowadź mię tylko do granicy państwa mego. Oto jest