Strona:Aleksander Dumas - Historja Dziadka do Orzechów.djvu/187

Ta strona została uwierzytelniona.

pomieścił swój pakunek, siadł do powozu i rzekł smutno:
— Opuszczam tę okolicę z żalem, żem cię poznał księżniczko, bez nadziei, iż kiedykolwiek będę mógł znowu cię zobaczyć.
Księżniczka nie zwróciła żadnej uwagi na ostatnie słowa uprzejmego młodzieńca. Powiedziała tylko:
— Uważaj, że w walizce masz trzy ziarna grochu, mogące ci dostarczyć wszystkiego, czego w podróży zapotrzebujesz, posadź je w ziemię, a cokolwiek zapragniesz, urośnie ci z nich. Jeżeliś gotów, to jedź!
Skarb skinął tylko głową, a panienka uderzyła wielkim palcem prawej ręki w środkowy lewej i zawołała:
— Tocz się grochu! — A groch już był o pół mili od wonnego pola i pięknej księżniczki. Daremnie wzrok Skarbu bobowego szukał uroczej panienki.
Groch pędził szybkością błyskawicznego pociągu. Lasy, wioski, miasta, góry i morza migały jak obrazki w kinematografie. Wreszcie opamiętał się Skarb bobowy, że dawno już musiał minąć Cudnów, dokąd się wybrał na targ z swoim bobem.
— Ten samochód pędzi jak szalony — mówił do siebie — a nie miałem czasu spytać księżniczki, w jaki sposób zatrzymać go można.
Daremnie używał wszystkich brzydkich zaklęć, jakie słyszał z ust gniewnych furmanów — daremnie! Samochód leciał jak szalony od równika do