legł srebrny głos dzwonka, a dzieci zwróciły się ku kątowi pokoju, skąd dźwięk pochodził.
Wtedy ujrzeli kąt zasłoniony chińskim parawanem, za którym słychać było jakiś szmer i muzykę, co pozwalało przypuszczać, że się tam dzieje coś nadzwyczajnego.
Dzieci przypomniały sobie, że dotychczas nie widziały konsyliarza i jednym głosem zawołały:
— Ach! to ojciec chrzestny!
Na te słowa parawan, jakgdyby czekał na ten wykrzyknik, rozsunął się na dwie strony i ukazał nie tylko chrzestnego ojca, ale nadto — wspaniały pałac z mnóstwem zwierciadlanych okien i dwoma złotemi wieżami po bokach. Stał on śród zielonej łąki zasłanej kwiatami.
W tej chwili zadzwoniono wewnątrz, drzwi i okna otworzyły się i dzieci ujrzały w oświetlonych pokojach mnóstwo małych pań i małych panów. Panowie pysznie ubrani w haftowanych frakach z szpadami u boku. Panie w jedwabnych sukniach, fryzowane, chłodziły się wachlarzami, jakby w istocie orzeźwiały twarz od gorąca.
W środkowym salonie, który zdawał się gorzeć od kryształowego żyrandola, obciążonego świe-