Zrazu dzieci nie mogły ochłonąć z radości i podziwienia, ale po kilku chwilach Staś, oparty dotąd łokciami na stole, wstał i zbliżywszy się, zawołał niecierpliwie:
— Dlaczego ojciec chrzestny zawsze wchodzi i wychodzi temi samemi drzwiami? To musi być bardzo nudne! Proszę teraz wejść tędy, a wyjść tamtemi drzwiami — i pokazał mu dwoje drzwi na wieży.
— To być nie może — odparł ojciec chrzestny.
— No, to wejdź na schody i stań w oknie na miejscu tego jegomości, a jemu powiedz, żeby zszedł na dół, tu do drzwi.
— I to niemożliwe, kochany Stasiu — rzekł konsyliarz.
— Jednak dzieci już się wytańczyły, teraz niech idą na przechadzkę — upierał się Staś.
— Nie masz rozgarnienia, mój drogi — zawołał ojciec chrzestny trochę zgniewany — jak mechanika jest urządzona, tak też musi chodzić.
— Kiedy tak, to ja chcę wejść do pałacu — rzekł Staś.