— Dalej! żwawo! czem prędzej wyruszajmy razem! nieprzyjaciel tuż! Wojna! wojna!
Marynia obróciła się, szafa była oświetlona, wszystko zaczęło się ruszać; arlekiny, pieroty, poliszynele, kozaki — wstawali, biegali, zachęcając się nawzajem do walki, podczas gdy damy skubały szarpie i przygotowywały bandaże dla rannych. Wreszcie i pan Gryzorzeski zrzucił okrycie i skoczył z łóżka, wołając:
— Krak, krak, krak! podła hołoto mysia, uciekaj do nor, albo wpadniesz w moje ręce.
Na tę pogróżkę rozległ się świst wielki. Marynia spostrzegła, że myszy wcale nie cofnęły się do nor, tylko spłoszone hałasem pochowały się na chwilę pod stoły i krzesła, a teraz ruszyły na środek pokoju.
Pan Gryzorzeski zaś zamiast ulęknąć się świstów, rósł jeszcze w odwagę i bohaterski zapał.
— Ach nikczemniku! — zawołał do Mysikróla — przyjmujesz nareszcie walkę, do której cię wyzywam od tak dawna! Pójdź i niech noc ta rozstrzygnie spór między nami! Wy zaś, moi przyjaciele i bracia, jeżeli prawda, że czuły związek łączył nas w sklepie Pięknosza, wspierajcie mnie w tej zaciętej walce. Dalej! na wroga! Za mną, kto mnie kocha!
Żadne hasło nie sprawiło nigdy podobnego wrażenia. Dwóch arlekinów, pierot, dwóch poliszynelów i trzech kozaków zawołało jednogłośnie:
— Idziemy z tobą na śmierć lub na życie, zwyciężyć lub zginąć!
Strona:Aleksander Dumas - Historja Dziadka do Orzechów.djvu/51
Ta strona została uwierzytelniona.