Nie wolno jej było wstać, jakkolwiek pragnęła odwiedzić pana Gryzorzeskiego, tymczasem musiała zadowolić się wiadomością, że zdrów i cały wyszedł z niebezpieczeństwa.
Jednakże Marynia nudziła się niesłychanie. Nie mogła bawić się z powodu zranionej ręki, a gdy chciała czytać lub przeglądać książki z obrazkami, wszystko tak dziwnie kręciło się przed jej oczyma, że musiała zaniechać tej rozrywki. Czas dłużył się okropnie, niecierpliwie czekała wieczora, gdyż wtedy mama siadała przy łóżeczku i opowiadała zabawne historyjki.
Pewnego wieczora, prezydentowa tylko co skończyła cudowną opowieść o księciu Śniegołapskim, gdy drzwi się otworzyły i ojciec chrzestny zajrzał do pokoju, mówiąc:
— Muszę na własne oczy przekonać się, co porabia nasza biedna chora.
Skoro jednak Marynia spostrzegła konsyljarza w peruce, z plastrem na oku i w długim surducie, przypomniała sobie tak żywo noc powigilijną, że zawołała do niego z urazą:
— Ach! ojcze chrzestny, jak mogłeś być tak okrutnym! Doskonale widziałam cię siedzącego na zegarze, zakrywałeś go połami, żeby nie mógł bić godziny, gdyż na ten dźwięk myszy byłyby pouciekały. Słyszałam dokładnie, jak przyzywałeś Mysikróla o siedmiu głowach. Nie mogłeś to przyjść na pomoc mojemu dziadkowi? O! to szkaradnie z twej strony ojcze chrzestny!
Strona:Aleksander Dumas - Historja Dziadka do Orzechów.djvu/70
Ta strona została uwierzytelniona.