Ta strona została uwierzytelniona.
przechylił się na poręcz krzesła, zakrył twarz rękami i zaczął tak rozpaczliwie szlochać, że wszyscy powstali z miejsc i otoczyli go z najżywszem zaniepokojeniem.
Atak zdawał się niebezpiecznym. Medyk nadworny napróżno szukał pulsu nieszczęsnego monarchy, który widocznie upadał pod ciosem jakiejś strasznej, a niespodziewanej klęski.
Nakoniec, gdy już zastosowano najgwałtowniejsze środki cucące, król rozchylił nieco zagasłe oczy i głosem zaledwie dosłyszalnym wyszeptał:
— Za mało słoniny!
Na te wyrazy, królowa zbladła. Rzuciła się do jego kolan, wołając głosem przerywanym łkaniem: