Chciałabym pod nim leżeć całe moje życie
Wszystko marności świata, mając chuja w dziurze.
PICZOMIRA: Za taką rozkosz dzięki składam ja naturze,
I choć nie znam, wystawiam sobie nader często.
Nie myśl, żebym ceniła moje prawiczeństwo,
Ale szczerze w tej chwili wyznać ci to muszę:
Miłość już ujarzmiła całą moją duszę.
A za moim kochankiem doznając tęsknoty,
Mogęż z kim innym dzielić radości, pieszczoty?
SRAKOTŁUKA: Ach czemuż, pani, łączysz z miłością jebanie?
Niech każda z nich, mem zdaniem, osobno zostanie.
Oddalenie kochanka, cóż lepiej osłodzi,
Jak obłapka! Ach ona nigdy nam nie szkodzi
Lecz dla kogóż twe serce miłością goreje?
PICZOMIRA: Pamiętasz pewnie dobrze te wielkie turnieje,
Które mój ojciec Kuśkar kosztownie wyprawiał.
Ten, który tam z rycerstwa najwięcej się wsławiał,
Który bez żadnych znaków czarną nosił zbroję,
Ten jednem swem wejrzeniem zyskał serce moje.
I jużby mi panieństwo nie było ciężyło,
Gdyż raz już mu zagrażał natężoną żyłą,
Ale nieszczęściem Kuśkar podszedł do mnie skrycie
A on musiał uciekać, ratując swe życie:
SRAKOTŁUKA: Pojmuję rozpacz, która wtenczas cię przejęła
Bo nic okropniejszego, jak nie skończyć dzieła.
Jednak, gdyby ten rycerz był wiedział twą wolę,
Niechybnie byłby stanął w zalotników kole.
Czemuż ją nie oznajmia?
PICZOMIRA: Byłam-że spokojna
Choć jedną chwilę? Ciągle sroga trwała wojna
A teraz dla ojczyzny jestem przymuszona
Brandalezyusza wezwać do mojego łona.
Cieszyła mnie nadzieja, że jego wiek stary
Wznieci w nim pewnie bojaźń otrzymania kary,
Której mu nie przepuszczę, gdy zawód uczyni,
Ale inaczej chciała miłości bogini.
Nowy ogień lubieżny w jego żyły wkłada
A mnie o moją wolność lękać się wypada.
SRAKOTŁUKA: Nie trać, pani nadziei; naród twierdzi cały,
Że zdawna Brandalezyusz do piczy nie zdały.
PICZOMIRA; Trąby już go witają, brama się otwiera
Chodźmy! Bogowie, wasza niech mnie ręka wspiera! (Odchodzą).