Strona:Aleksander Fredro - Piczomira, królowa Branlomanii.djvu/57

Ta strona została uwierzytelniona.
PICZOMIRA (znosząc ręce do góry):

Nieba łaskawe, zniszczcie tak straszne przekleństwo!
BRANDALEZYUSZ (do Piczomiry): Oby dzisiaj spędzone twoje prawiczeństwo
Zastąpiła skwarząca wścieklizna macicy!
Abyś swoich pożarów nie znając granicy
I z ludźmi i z bydlęty ciągle się jebała
A krwią już deszarżując, jeszcze dość nie miała.
Tak więc abyście żywot pędząc marnie
Cierpieli nieustannie Tantala męczarnie.
JEBAT: Pryapie, odwróć od nas zbyt srogie przekleństwo
I błogosław już tobie podległe małżeństwo!
BRANDALEZYUSZ: Lecz dlaczegoż nie śpieszę rozstać się z żywotem,
Gdy mi pizda ohydą a kuśka huncwotem?
Umrę, uniknę hańby, żalu i niedoli!

(Ucina jajca, rzuca je pod nogi Piczomiry, a potem padłszy na ziemię, słabym głosem):

Masz, czego łakniesz... wy.... wy... nasyć się do woli! (Umiera).
FOCENLEKER: O nieszczęśliwy panie!
SRAKOTŁUKA (podnosząc ucięte jajca): Przebóg obciął jajca!
TWARDOSTAJ: Niechaj zginie przebrzydły miękochuj i zdrajca.
PICZOMIRA: Ach weźcie go i złóżcie odemnie zdaleka
Nie mogę znieść widoku bez jajec człowieka.